Hitler, film z Niemiec; reż. Hans-Jurgen Syberberg, rok 1978
Kontrowersyjny "Hitler, film z Niemiec", najambitniejszy twór w dotychczasowej karierze Hansa-Jurgena Syberberga, mało znanego przedstawiciela nurtu Nowego Kina Niemieckiego, tak jak "Pierścień Nibelunga" Ryszarda Wagnera i "Czarodziejska góra" Tomasza Manna w swoich kategoriach, jest monumentalnym osiągnięciem artystycznym, który złożonością, formą i wymową nie przypomina niczego, co mogliśmy zobaczyć wcześniej, ani później w kinie. Forma filmu jest zaiste wielka - czas trwania przekracza siedem godzin, co czyni go bez wątpienia jednym z najdłuższych w historii. Dzieło składa się z czterech części, każda z innym podtytułem i poruszanym tematem.
Wspomniane proporcje filmu, iście Wagnerowskie, są jednym z kluczy do zrozumienia zamysłu reżysera. Ryszard Wagner, którego wielkim aficionado był Adolf Hitler, w swoich operach, czy mówiąc ściślej dramatach scenicznych, zawierał idee synkretyzmu sztuk, która łączyła taniec, muzykę, obraz, literaturę i filozofię w jednorodną, spójną całość. Syberberg dokonuje podobnego efektu w swoim dziele, a to że Wagner musiał stanowić wielką inspirację dla niego podkreśla mocno sam fakt miejsca kręcenia, czyli wielkiego magazynu, wyglądającego jak scena amfiteatru. Niewiarygodna, często surrealna scenografia, rekwizyty i inscenizacja z kolei mają ścisłe powiązane z teatrem, sprawiając wrażenie, jakoby cały film był sztuką. Przy okazji pisania o tym filmie, krytyk Jim Hoberman stwierdził, że jego sardoniczny humor przypomina twórczość Bertolta Brechta. Dowodem tego są przedstawienia kukiełkowe i stand-upy, pełne kabaretowego potencjału.
"Hitler, film z Niemiec" to również standardowy przykład postmodernizmu - pojawiają się odniesienia do mitologii greckiej, nordyckiej, chrześcijaństwa, buddyzmu, filozofii Nietzschego, astrologii, kosmologii, historii starożytnej i nowożytnej; historii kina; cytowani są pisarze Robert Musil i Tomasz Mann, a samych aluzji i alegorii jest tutaj bez liku. Bogata jest także strona archiwalna: słuchamy przemówień Hitlera, Himmlera, Churchilla, oglądamy zdjęcia z uroczystości III Rzeszy, obozów koncentracyjnych, słyszymy audycje radiowe z okresu wojny itd. Stałe mieszanie faktów historycznych z fikcyjnymi sprawia wrażenie obcowania z fantasmagorią, czymś nie do końca rzeczywistym.
Piszę ciągle o stronie konceptualnej i formie, ale właściwie pytanie nasuwa się jedno: o czym jest ten film? To pozostawiłem na koniec, bo trudno jest odpowiedzieć jednoznacznie i każdy może mieć własną interpretację. Moim zdaniem na pewno właściwą odpowiedzią nie byłby tylko sam Adolf Hitler, jako postać historyczna, którą reżyser obsesyjnie analizuje, raz odzierając z mitów, a raz nadając jej boskości (w pewnym momencie pada porównanie Hitlera do Chrystusa), ani też powstanie i upadek III Rzeszy, bo równie istotną rolę odgrywa sama historia Niemiec pierwszego pięćdziesięciolecia XX wieku. Za pomocą Hitlera i ideologii nazistowskiej, reżyser egzaminuje czasy panowania tyrana i otaczający go kult jednostki; doszukuje się powodów, dla których Niemcy wybrały go na swego przywódcę; roztrząsa kwestie nacjonalizmu; ukazuje spuściznę, jaką pozostawili po sobie naziści i jakie miało to reperkusje dla zarówno dalszej historii Niemiec, jak i całego świata. W swoim dążeniu do obnażenia osobowości wodza III Rzeszy, Syberberg wyciąga fascynujące fakty, jak chociażby wypowiedzi ludzi bezpośrednio z nim związanych – np. jego kamerdynera. Moim faworytem jest wspomnienie o tym, jak Hitler podczas jednego z przyjęć nucił melodię któregoś ze swoich ulubionych kompozytorów i Ewa Braun zwróciła mu uwagę, że fałszuje, na co "wódz" odpowiedział: "To nie ja fałszuję, ale kompozytor się pomylił." Warto też zauważyć, że nie tylko Niemcy i Hitler są tutaj bohaterami, ale kino samo w sobie - refleksje, które padają w filmie można odbierać jako traktat o sensie sztuki filmowej oraz sile jej przesłania.
Fiksacje reżysera związane z poruszaną tematyką czasami idą w ślepy zaułek, rażąc przeintelektualizowaniem i problematycznymi teoriami. Same dzieło bez żadnej straty na jakości mogłoby być trochę krótsze. Zarzuty te jednak nie odbierają prawie nic z doniosłości i niezwykłości osiągnięcia Hansa-Jurgena Syberberga. Najlepiej oddać na koniec słowa wybitnej amerykańskiej pisarki Susan Sontag, która napisała rewelacyjny esej na temat filmu: Syberberg należy do tej rasy twórców jak Wagner, Artaud, Céline oraz późny Joyce, których dzieła unicestwiają inne dzieła. (...) Rezultatem jest film zupełnie wyjątkowy w swojej emocjonalnej ekspresji, powieściowej estetyce, pięknie wizualnym, pasji moralnej, trosce o wartości kontemplacyjne. Niespotykana ambicja Syberberga znajduje się na zupełnie innej skali, aniżeli wszystko, co do tej pory widziano w filmie.
★★★★
Komentarze
Prześlij komentarz