Believe, World Is Round, 2010
Najnowszy album Believe zaczyna się obiecująco. Po krótkim intro w postaci pierwszej części tytułowego utworu, "No Time Inside" z kroczącym riffem, klawiszową mgiełką i dramatyczną partią wokalisty Karola Wróblewskiego brzmi niemalże jak hard rockowa wersja Marillion ery Hogartha. Utwór obiecuje dobre rockowe granie, nie oszpecone zbytnio rozbuchaną estetyką rocka progresywnego, które właściwie w żadnym następnym utworze nie występuje w tak udanym wydaniu. Najostrzejsze na płycie "Cut me past me" czy egzotycznie brzmiący "Guru" powracają mniej więcej do stylu z początku płyty, ale z gorszym skutkiem. Największe wątpliwości i tak budzi we mnie strona balladowa płyty. Kompozycje jak "World Is Round - part 2" i "New Hands" rażą swoją sentymentalnością oraz rozlazłością, a dosyć manierycznie śpiewający Wróblewski zaczyna męczyć na dłuższą metę. Warto pochwalić Believe za to, że muzyka na ich czwartej płycie nie jest jakoś szczególnie przekombinowana, przeładowana ornamentyką aranżacyjną - instrumenty jak fortepian czy skrzypce (niezawodna Satomi) zostały użyte dosyć rozsądnie. Większe ambicje grupa zdradza pod koniec płyty, szczególnie w podniosłym, psychodelicznym, King Crimsonowsko-Marillionowskim "Poor King of Sun/Return", ale w większości dominuje prostota.
Za produkcję płyty odpowiedzialny był Winicjusz Chróst, niegdysiejszy gitarzysta Breakout i trudno nie usłyszeć jego wpływu w samym brzmieniu, bardziej rockowym, chropowatym, momentami nawet zahaczającym o blues-rockowe granie z lat 60-tych, ozdobionym lekko psychodelicznym duchem. "World Is Round" nie poraża rzecz jasna niczym nowatorskim, ale słucha się go raczej bezboleśnie, bo grupa unika niepotrzebnej pompatyczności, stawiając bardziej na nastrój i melodie. Koniec końców, fanów twórczości zespołu krążek nie powinien rozczarować.
♫♫ (netfan)
Komentarze
Prześlij komentarz