Zbliżający się termin obrony i feralny wypadek, który wyłączył mojego laptopa na dłuższy czas niestety zahamował dosyć mocno aktywność na tym blogu. Teraz muszę się męczyć na starym stacjonarnym kompie, więc lekko nie jest, ale postanowiłem dokończyć moją retrospektywną listę filmową, poświęconą dekadzie lat 90-tych. Więc o to reszta 10tki.
L'eau froide, reż. Olivier Assayas, 1994
Filmy dotyczące trudnego dla nastolatków okresu dojrzewania bywają różne, ale w tym i poniższym przykładzie, mamy do czynienia z bardzo subiektywnym, gloryfikującym młodość spojrzeniem. U Assaysa czuć jednocześnie sentyment za czasami szalonych, nocnych imprez, odbywających się przy dźwiękach muzyki rockowej oraz zrozumienie postaw swoich bohaterów w trudnym dla nich momencie oswajania się z wizją nadchodzącej dorosłości i odpowiedzialności. Centralne postacie filmu - Gilles i Christine - szukają ucieczki od norm, jakie stara narzucić się im dorosłe społeczeństwo, ale bardzo szybko przekonują się jak niewiele mają wyjść. W hipnotyzującej części środkowej, Assayas rozciąga jak tylko może chwilę, w której urok młodości wyrażany jest w pełni jedynie przez totalną swobodę.
In the Heat of the Sun, reż. Jiang Wen, 1994
In the Heat of the Sun w przeciwieństwie do innych filmów chińskich z lat 90-tych, zrezygnował z realistycznego i negatywnego portretowania przeszłości swojego kraju, wspominając czasy kulturalnej rewolucji Mao w pozytywnym i nostalgicznym tonie. Wen mitologizuje lato jako czas wolności i radości, ale także zauroczenia, zazdrości i rozczarowania. Główny bohater i narrator filmu uświadamia sobie po latach, że nic nie trwa wiecznie i czasem dzieje się tak, że pewne rzeczy po latach pamiętamy inaczej, niż faktycznie miały miejsce. Mieszając rzeczywistość ze snem, Wen tylko spotęgował piękno i niewinność swojej wizji.
Największy eksperymentalista nowej fali francuskiej po cichych latach 80-tych wspiął się po raz kolejny na wyżyny swoim głębokim studium pracy malarza w Pięknej złośnicy. W przypadku Rivette'a zawsze trzeba się liczyć z nadzwyczajną długością filmu, przekraczającą często cztery godziny (o jego najdłuższym dziele pisałem tutaj), i zwycięzca grand prix w Cannes z 1992 zdecydowanie zalicza się do tej kategorii. Dokładnie 240 minut trwa Piękna złośnica, ale dbałość o szczegóły i precyzja, z jaką kamera śledzi powolny proces powstawania obrazu ma taką siłę wyrazu, że nie pozwala ani na chwilę nudzić się podczas długiego seansu. Znakomita gra aktorska Michela Piccoliego w roli artysty, Jane Birkin jako jego żony i, co najważniejsze, Emmanuelle Beart jako modelki pozującej nago do portretu powinna stanowić dodatkową rekomendację.
Underground, reż. Emir Kusturica, 1995
Najsłynniejszy film Kusturicy to pomimo osobliwego, bałkańskiego humoru monumentalny taniec śmierci i tragedii, jaki rozpościera się w jego wizji Jugosławii od II wojny światowej do czasu jej upadku. Historia, jaką przedstawił Kusturica w prawie trzy godzinnym filmie zaskakuje scenami groteski i fantastyki, ale też poruszającą poetyckością. Porywczy temperament bohaterów znakomicie został przełożony na rwany, szybki rytm filmu, doskonale podkreślany przez słynny motyw muzyczny Bregovica. Pomysłowość scenariusza spokojnie się równa temu z Pulp Fiction.
Metafizyczny, eteryczny, oniryczny - wiele określeń pasuje do opisania drugiego pod rząd arcydzieła Kieślowskiego po jego opus magnum Dekalogu. Pierwszy film nakręcony w większości we Francji zapoczątkował nastrojowy i symboliczny styl jego wspaniałej trylogii Trzech kolorów. W pewnym wymiarze rozprawa na temat dualizmu i wolności wyboru, Podwójne życie Weroniki to przede wszystkim uczta dla oczu i uszu. Piękna Irene Jacobs, grająca podwójną tytułową rolę oraz praca operatora Sławomira Idziaka, wspaniale eksperymentującego z kolorami, to niezaprzeczalne walory wizualne, których dopełnieniem jest dostojna muzyka Zbigniewa Preisnera.
Czysta, niewyczerpalna przyjemność. Przepis jest relatywnie prosty: Postmodernistyczna struktura; humor sytuacyjny; umiejętna kradzież i sklejka filmów, które uwielbiasz; zebranie charakterystycznej obsady aktorskiej; dynamiczny montaż. Bez wątpienia definitywny film amerykański dekady, sprytnie zazębiający się w spójną, wybuchową całość, złożoną z niezapomnianych scen. Gangsteryzm z najwyższej półki, stojący obok klasyków jak Namaszczony do zabijania czy Samuraj.
Zbliżenie/Smak Wiśni, reż. Abbas Kiarostami, 1997
Irańskie kino lat 90-tych, tak jak w przypadku tajwańskiego, było prawdziwą potęgą. Wielcy reżyserzy pokroju Abbasa Kiarostamiego, Jafara Panahiego czy Majida Majidiego często gościli na różnych festiwalach filmowych na świecie, zdobywając główne nagrody i poklask publicznośći. W swojej twórczości z sukcesem odwoływali się do dokonań neorealizmu włoskiego, mieszając to z własnym niezwykłym językiem filmowym. Kiarostami jest najbardziej celebrowanym artystą z tej trójki i jak najbardziej zasłużenie. W być może swoim najlepszym filmie, Zbliżeniu, który zwrócił uwagę świata na jego twórczość, zademonstrował jak wielki potencjał tkwi w sztuce łączenia dokumentalnego stylu narracji z kinem fabularyzowanym, jeżeli wszystkie elementy będą ze sobą dobrze współgrały. W enigmatycznym, niejednoznacznym Smaku Wiśni Kiarostami przedstawił bardzo intrygującą historię mężczyzny poszukującego osoby, która zakopie go, gdy on popełni samobójstwo. Zasłużony zwycięzca Palme d'Or w Cannes zachwycał swoim hipnotyzującym minimalizmem, wciągającymi dialogami i jak to często bywa w filmach Abbasa, pięknymi krajobrazami. Nie mniej znakomite Pod oliwkami i Uniesie nas wiatr także zasługują na uwagę.
Lalkarz/Żegnaj południe, żegnaj/Kwiaty Szanghaju, reż. Hou Hsiao-Hsien, 1993/1996/1998
Filmografia najwybitniejszego tajwańskiego reżysera wyrażała się w latach 90-tych subtelnymi, mądrymi, pięknie wyglądającymi dramatami historycznymi jak Lalkarz czy Kwiaty Szanghaju, ale także dynamiczniejszymi, współczesnymi obrazami Tajwanu jak Żegnaj południe, żegnaj. W szczególności ten ostatni, w duchu jego rówieśnika Edwarda Yanga, może być niedocenianym triumfem, w którym mało liczący się gangster próbuje zerwać ze swoim dotychczasowym życiem, ale co chwilę wpada w nowe kłopoty, dzięki swoim nieroztargnionym kompanom. W dwóch pozostałych filmach, jakie wymieniłem, Hsien zdradzał pewien wpływ kontemplacyjnego, dojrzałego kina Yasujiro Ozu, charakteryzującego się spokojną narracją i długimi ujęciami. Mise en scene rzadko bywało tak wspaniałe jak w melancholijnych Kwiatach Szanghaju, a połączenie stylu dokumentalnego z fabularnym tak udane jak w Lalkarzu. Może nie tak uwodzicielski jak Wong Kar-Wai, ale bez wątpienia Hsien był drugim najbardziej znaczącym reżyserem lat 90-tych.
Crash, reż. David Cronenberg, 1996
Doskonałym określeniem na tego rodzaju obraz jest francuski termin film maudit (dosł. przeklęty film), który przypisuje się filmom często niedocenianym i krytykowanym za swoją szokującą, odważną, łamiącą wszelakie tabu treść. Adaptacja gorszącej morale w latach 70-tych książki brytyjskiego autora Ballarda pod tym samym tytułem idzie właśnie tą kontrowersyjną ścieżką, ukazując niespotykaną wcześniej na ekranach dewiację seksualną, łączącą seks z wypadkami samochodowymi. Tematyka w pewien sposób kontynuuje fascynację Cronenberga różnymi deformacjami fizycznymi i psychicznymi, ale nigdy ta wariacja nie była potraktowana tak wyraźnie i klinicznie jak tutaj. Zderzenie metalicznego świata samochodów z ostrą erotyką, zahaczającą o pornografię sumuje się na kino, w którym nie chodzi o subtelności, a o przykłady ekstremalne podsycanych i zaspokajanych żądz i fetyszy. Nie każdemu przypadnie do gustu, ale na pewno nie pozostawi obojętnym. A oto przede wszystkim chodziło kanadyjskiemu reżyserowi w swoim chyba najlepszym filmie.
Przełamując fale, reż. Lars Von Trier, 1996
Ascetyzm dramatyczny i metafizyczny cud Słowa Carla Dryera został w perfekcyjnie sugestywny sposób odtworzony w tym bezlitosnym, wstrząsającym trzewia arcydziele Triera. Uznawany za bezpośredniego spadkobiercę legendarnego reżysera i zarazem zbawiciela duńskiego kina, Trier w pełni potwierdził pokładane w nim nadzieje historią ekscentrycznej Bess McNeill (rewelacyjna Emily Watson), która po wyjściu za mąż zaznaje krótkich chwil błogości, by następnie zostać brutalnie pozbawioną swojego szczęścia przez nieszczęśliwy wypadek męża, rozkręcający nieuchronną spiralę jej psychicznych i fizycznych upokorzeń. Realizacja techniczna antycypowała kodeks filmowy Dogmy 95, ale to co czyniło "Przełamując fale" tak efektywnym widowiskiem leżało w umiejętności reżysera do manipulowania emocjami widza.
Komentarze
Prześlij komentarz