Kanye West, My Beautiful Dark Twisted Fantasy, 2010
I jak to jest z tym Kanye Westem. Prasa od początku wymyśla co rusz nowe określenia dla tego pana - egocentryk, cynik, showman, megaloman, skandalista, arogant, geniusz. Teraz szczególnie to ostatnie słowo nabiera aktualności, więc trudno jednoznacznie określić kim tak naprawdę jest West. Z jednej strony najbardziej przeceniany artysta XXI wieku, a z drugiej jeden z najbardziej fascynujących, nie tyle przez swoje życie pozamuzyczne, co dokonania artystyczne. Wzloty i upadki, jakie zaliczał w przeciągu czterech wcześniejszych płyt są współczesnym przełożeniem trajektorii kilkunastoletnich karier Boba Dylana i Neila Younga. Dla mnie paralele są proste - "The College Dropout" i "Late Registration" można uznać za Dylanowskie "Highway 61 Revisited" i "Blonde On Blonde", "Graduation" za "Street Legal" (bo nikt o niej już nie pamięta), a "808s & Heartbreak" za Youngowski "Trans". Ostatnia z nich oceniana jest jako artystyczna porażka, nieudane zadufanie w Auto-tunie, które zamiast pomóc wyrazić ból Westa z powodu śmierci matki i upadku kilkuletniego związku, doprowadziło do parodii i kompromitacji. Dwa lata po tym nietrafionym eksperymencie, jak zareagował West? Tak jak przystało na artystę wielkiego formatu - nagrał świetną płytę, która już w tej chwili jest predestynowana do zebrania kilku nagród Grammy, nie mówiąc o uznaniu we wszelakich periodykach muzycznych.
Niemalże jak feniks z popiołów, gdy nikt tego się w sumie nie spodziewał, West z pokerową twarzą wyciągnął kolejnego asa z rękawa. "My Beautiful Dark Twisted Fantasy" to prawie 70 minut wyprodukowanej w barokowym przepychu muzyki, zaskakującej rozmachem kompozycyjnym, samplami i gośćmi. Łącząc najlepsze cechy swoich dwóch pierwszych płyt, dokonał satysfakcjonującej syntezy ciepłego, soulowego brzmienia "The College Dropout" z cudnie patetycznymi orkiestracjami "Late Registration". Nie ma tutaj żadnej metamorfozy artystycznej - różnica w stosunku do poprzednich płyt polega na tym, że wszystko stało się po prostu większe - aranżacje, długość utworów, instrumentarium, ilość gości, personel muzyczny i producencki. Wystarczy spojrzeć na sam wybór sampli - od Olfielda, przez King Crimson (!) do Black Sabbath. Choć Kanye już wcześniej udowadniał, że potrafi dobierać utwory ze smakiem, jak np. wykorzystanie "Kid Charlemagne" Steely Dan na "Graduation", to na najnowszym albumie przeszedł samego siebie. Plejada gości robi nie mniejsze wrażenie. Elton John, Rihanna, John Legend , Justin "Bon Iver" Vernon, Alicia Keys, Dwele - to garstka tych najbardziej charakterystycznych. Rihanna szczególnie błyszczy w najbardziej przebojowym fragmencie płyty - "All of the Lights", z rewelacyjnie fanfarowym bitem. Monumentalny, mroczny "Runaway" to inny wielki moment płyty, zwieńczony dramatyczną, trzyminutową kodą.
Nie mamy tutaj raczej do czynienia z arcydziełem - ma się wrażenie, że parę utworów można by skrócić. Przykładowo najbardziej refleksyjnie brzmiący "Blame Game" ciągnie się prawie 8 minut, pomimo iż przez parę ostatnich słyszymy jakieś pornograficzne bajdurzenie w nieudanej próbie odwzorowania stylu Richarda Pryora. Mam też pewne wątpliwości co do zakończenia płyty samplem Gila Scotta-Herona, który wydaje mi się zbędny.
Najłatwiej określić "My Beautiful Dark Twisted Fantasy" jako hip hop w garniturze ambitnego, epickiego popu. West powiedział kiedyś, że chciałby nagrywać płyty, które by dorównywały "Songs In The Key Of Life" Stevie Wondera. Na pewno dzięki tej płycie jest co raz bliżej swojego zamierzenia. Nie lada osiągnięciem w dzisiejszych czasach jest nagranie piątej płyty, którą można uznać za najlepszą w dyskografii artysty. Tym większe brawa się należą Westowi za to.
♫♫♫♫½
Siema
OdpowiedzUsuńJa trochę nie na temat. Nie wiem gdzie pisać, ale cóż. Twoi dobrzy znajomi, Darek i Ania, mieszkali swego czasu na Sienkiewicza, m.in. z pewną (moją!) Dagmarą, z którą wybrali się kiedyś na wyspę słodową. Ty byłeś z nimi. Ja doszedłem trochę później. Rozmawialiśmy sporo o kinie, m.in. o Fassbinderze i seansie "Pętli" Hasa z okazji Nowych Horyzontów. To Ty?:)
Tak. To ja :) W ciekawy sposób na mnie natrafiłeś ;)
OdpowiedzUsuńarekmabloga.blogspot.com -> lista ulubionych blogów -> dyletanci -> facebook -> "Dagmara, choć tu popatrz, pamietasz takiego gościa...";)
OdpowiedzUsuń* dźźźźźź
OdpowiedzUsuńzapraszam do mojego bloga oczywiście
Hehe, to ci dobre :) Miło mi. Dosyć ciekawy blog zresztą.
OdpowiedzUsuńNie musisz zapraszać. Zapoznam się z nim chociażby dla tego, że Wkraczając w pustkę jest opisane :)
OdpowiedzUsuń