Van Hunt, What Were You Hoping For?, 2011
Hendrixowskie pirotechniki i garażowo-punkowy jazgot dwóch pierwszych utworów "What Were You Hoping For?" może zaskoczyć niejednego zwolennika soulu lub R&B, przyzwyczajonego do spokojnych i nastrojowych, skąpanych w olejkach ballad. Ci co oczekiwali po Van Huncie przystępnej i przyjemnej płyty nie mają czego tutaj szukać, bo to co się dzieje na samym początku albumu jest symptomatyczne dla całości. Przesterowane, zniekształcone, rozsierdzające riffy stanowią wraz z głosem artysty główny kościec kompozycji z jego najnowszej płyty. A te są brudne, bezkompromisowe, zmodyfikowane przez różne efekty studyjne. Głos Van Hunta świetnie je podbarwia, uderzając swobodą oraz pewnością siebie, z jaką wyśpiewuje teksty pełne desperacji i beznadziei. Artysta nigdy nie trzyma się jednego kierunku, zaskakując oryginalnymi przetworzeniami tak odmiennych gatunków jak country, funk, soul i rock. Jedyna ładna, od razu wpadająca w ucho melodia pojawia się dopiero na wysokości szóstego numeru, w kapitalnej balladzie "Moving Targets". Na niej się też kończą słodkości, bo wśród reszty kolekcji próżno szukać podobnych, potencjalnie singlowych momentów.
Po wielkich problemach z wytwórnią Blue Note, uwolniony z wszelkich pętel Van Hunt przywala po uszach nieskrepowaną, chaotyczną, antykomercyjną muzyką, która jest bardzo podobna w ambicji - chwilami także muzycznie - do zeszłorocznego arcydzieła Bilala. Doświadczając właściwie tego samego, co tamten artysta kilka lat wcześniej, Van Hunt umyślnie i z rozmachem zapuścił się w ponury, psychodeliczny neo-soulowy gąszcz a'la Sly & The Family Stone, wpadając w linię najbardziej wizjonerskich i ekscentrycznych czarnych płyt ostatnich kilkunastu lat - "Voodoo", "Worldwide Underground", "New Amerykah Part One", "Electric Circus", "Phrenology", "Airtight's Revenge", "The Hollywood Recordings", "Nuclear Evolution: The Age of Love".
♫♫♫♫
Highlight: Moving Targets
Po wielkich problemach z wytwórnią Blue Note, uwolniony z wszelkich pętel Van Hunt przywala po uszach nieskrepowaną, chaotyczną, antykomercyjną muzyką, która jest bardzo podobna w ambicji - chwilami także muzycznie - do zeszłorocznego arcydzieła Bilala. Doświadczając właściwie tego samego, co tamten artysta kilka lat wcześniej, Van Hunt umyślnie i z rozmachem zapuścił się w ponury, psychodeliczny neo-soulowy gąszcz a'la Sly & The Family Stone, wpadając w linię najbardziej wizjonerskich i ekscentrycznych czarnych płyt ostatnich kilkunastu lat - "Voodoo", "Worldwide Underground", "New Amerykah Part One", "Electric Circus", "Phrenology", "Airtight's Revenge", "The Hollywood Recordings", "Nuclear Evolution: The Age of Love".
♫♫♫♫
Highlight: Moving Targets
Komentarze
Prześlij komentarz