Najwyższy czas na powrót do pisania. Na początek przemyślenia o garstce ostatnich filmów, jakie dane było mi obejrzeć - bardzo różnych gatunkowo, ale w każdym przypadku udanych, mniej lub bardziej. Robiłem już wcześniej coś takiego, a dokładnie tutaj . Zbrodnie namiętności, reż. Ken Russell, 1984 Kicz wylewa się z ekranu tak obficie jak lawa z przebudzonego wulkanu, ale przesada Russella w formie była zdecydowanie zamierzona, dlatego ogląda się jego film z pewną przyjemnością. Oceniany jako thriller erotyczny, sprawdza się bez wątpienia jako to drugie, bo w przypadku thrillera trudno odczuć jakiekolwiek napięcie, gdy usłyszymy drażniącą słuch muzykę przygotowaną przez klowna progresywnego rocka, Ricka Wakemana. Przeszarżowana rola Kathleen Turner i szczególnie rozentuzjazmowany Anthony Perkins są zdecydowanie na plus. Coś w duchu guilty pleasure, choć do "Showgirls" to jeszcze daleko. ★★½ Madame de..., reż. Max Ophüls, 1953 Celebrowany od dawna jako jeden z najwspanialszych ...