Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2011

Niewypał

Lil Wayne, Tha Carter IV, 2011 Nie wiem co się stało z Lilem Waynem, ale najnowsze cacko tego diabelnie charyzmatycznego rapera jest niemrawe jak drugie serwisy Agnieszki Radwańskiej. Albo więzienie dało mu tak w kość, albo typ się po prostu wypalił (co sugerowała wcześniej wyprawa w rap-rockowe bagno), bo trudno znaleźć wytłumaczenie dlaczego właściwie tak niewiele pozostało z jego słynnej nawijki, opartej o zwariowaną i zaraźliwą artykulację. Bronią Wayne'a od początku było to, jak jego gierki słowne brzmiały - liczyła się barwa głosu, perfekcyjny flow, sposób w jaki zakręcał frazy. Optymalny poziom rapu Wayne'a przypomina gitarowe popisy Eddie Van Halena czy innego wirtuoza, ale bez tych wszystkich masturbacji, jedynie czysta przyjemność słuchowa. Teraz ten rap jest dziwnie spokojny, wydaje się mało inspirujący, prawie bez życia, choć niby wszystko jest na miejscu. Kiedyś, mało który MC miał z nim szansę wytrzymać więcej niż 20 sekund, taka była prominencja techniczna Way

Perła

Nie mam pojęcia jak mogłem przegapić tak znakomity album w tamtym roku. Znam i lubię bardzo debiut Bilala, ale "Airtight's Revenge" jest niemałym objawieniem - neo-soul w wydaniu trudnym do sklasyfikowania, przegenialnie zaśpiewany. Eksperymentalno-jazzowy duch nasuwa mi podobieństwa do Badu i Sa-Ra, ale to i tak nie do końca oddaje kreatywność kompozytorską Bilala. Żal, że problemy z wytwórnią zastopowały karierę tego muzyka, ale jeśli będzie nagrywał takie perełki, to musi się coś ruszyć. Płyta przeszła bez większego echa, za co biznes muzyczny powinien być spłukany w kiblu. Niszczycielski utwór na zachętę

Chora miłość

Mroczny instynkt, reż. Joe D'Amato, rok 1979 Włoski reżyser Joe D'Amato (tak naprawdę Aristide Massaccesi) znany jest głównie z filmów z nurtu exploitation, z których większość silnie zahacza o pornografię, ale jego ogromny dorobek obejmuje także spaghetti westerny czy filmy wojenne. Największego kultu doczekały się jednak horrory klasy B - "Mroczny instynkt", "Erotyczne Noce Żywej Śmierci" i "Ludożerca". Póki co widziałem tylko ten pierwszy, ale nie wykluczam, że i następne trafią na moją listę życzeń. "Mroczny instynkt" fabułę ma prostą - zamożny, młody taksydermista Francesco na początku filmu traci swoją ukochaną w dziwnych okolicznościach, ale nie pozwala jej do końca odejść - wykrada ciało z grobu i w dowodzie wielkiej miłości postanawia ją tak spreparować, by została z nim na zawsze. W tym samym czasie w afekcie zabija autostopowiczkę, ale jego starsza służąca Iris, która jest w nim zakochana pomaga mu w pozbyciu się zwłok. O

Nostalgiczna wycieczka

The Horrors, Skying, 2011 The Horrors to zespól szczególnie czczony w prasie brytyjskiej, w czasopismach jak Q czy NME, a jak to zazwyczaj bywa - mniej zauważany w Stanach Zjednoczonych. Przyczyny można szukać bezpośrednio w inspiracjach grupy, które są nadto widoczne i brytyjskie do bólu - neo-psychodelia lat 80-tych (Echo & The Bunnymen); wampiryczny post-punk (Bauhaus); świdrujące brzmienie gitar naszpikowane masami efektów w stylu shoegaze'owym (My Bloody Valentine); nastrojowe, romantyczne barwy synthów (Simple Minds albo The Sound); milowe pogłosy zaniepokojonego barytonu wokalisty (The Chameleons), i nawet krautrock (Neu!). Taką kontaminację zawierały dwa poprzednie albumy The Horrors i po części nie inaczej jest z najnowszym, "Skying". Brzmi on jakby wyjęto go wprost z lat 80-tych. Czuć na nim ciąg ku stadionowej epickości w wielkich refrenach (Still Life), słychać zatapianie w rozmywającym się brzmieniu (Oceans Burning), rozmiłowanie w mroku, który jednak

Milionerzy w natarciu

Kanye West i Jay-Z, Watch the Throne, 2011 Rok temu Kanye West ściął konkurencje ambitnym albumem w duchu Stevie Wondera z lat 70-tych, cudownie odradzając swoją formę po dosyć nieudanym zwrocie ku autotune'owym egzaltacjom. Wielki sukces "My Beautiful Dark Twisted Fantasy" zachęcił Westa do wzmożonej pracy, co zaowocowało prestiżową kolaboracją z inną wielką gwiazdą hip hopu. Jay-Z, w przeciwieństwie do swojego kolegi, od czasu "The Black Album" z 2003 roku nie wydał istotnej płyty. Owszem, każda była sukcesem komercyjnym, potwierdzającym ugruntowany status artysty, lecz gorzej wypadał poziom artystyczny. A kolaboracje z Linkin Park bez wątpienia nie czyniły wiele dobrego. Tym razem kaliber jest inny i efekt także. To, co rzuca się od razu po przesłuchaniu "Watch the Throne", to zaskakująca autonomia obu raperów. Każdy z nich ma swoją przestrzeń, swój wydzielony czas na nawijkę. Ani West, ani Jay-Z nie wybija się na pierwszy plan, nie słychać konfr

Wywrotowe chef-d'oeuvre

Johnny Guitar, reż. Nicholas Ray, rok 1954 Pojawiają się sporadycznie filmy w życiu kinomana, które potrafią zmienić jego opinię o danym gatunku. Zdecydowanie mogę stwierdzić, że fanem westernów stałem się dopiero po obejrzeniu "Johnny Guitar" Nicholasa Raya. Kochane przez Francoisa Trauffauta i Jean-Luc Godarda, wielkie dzieło Raya jest bez wątpienia najlepszym westernem, jaki widziałem w życiu, przede wszystkim dlatego, że na wielu płaszczyznach dywersyfikuje zasady swego gatunku. Oto kilka powodów uzasadniających moją adorację: 01. Centralnymi postaciami są kobiety. Nazywany feministycznym westernem, "Johnny Guitar" był pierwszym filmem w swoim gatunku, w którym zarówno protagonistą i antagonistą była kobieta. Ta umownie dobra, Vienna (grana przez Joan Crawford) stara się uchronić swoją posiadłość (w niedalekiej przyszłości mająca być żyłą złota) przed zajadłymi atakami i oskarżeniami zawistnej rywalki, Emmy (Mercedes McCambridge), podburzającej lokalny

Ponury splendor

Young Widows, In and Out of Youth and Lightness, 2011 Poprzednie dokonania Young Widows wiele zawdzięczały The Jesus Lizard i Fugazi, dostarczając muzykę pełną napięć i swobodnie wyartykułowanej agresji. Pomimo udanych rezultatów, grupa nie potrafiła do końca uciec od wtórności, a w podobnej grze rok temu Daughters wypuściło eponimiczną beczkę dynamitu, zmiatając w kategorii czadu nawet najlepsze dokonania The Jesus Lizard - "Goat" i "Liar". W tym kontekście znakomitym posunięciem dla Young Widows było przytłumienie agresji, eksponując w zamian zdolność do wytworzenia mrocznej, nawiedzonej atmosfery. Efektem jest album o wiele bardziej ekspansywnym niż poprzednio brzmieniu, gęstym w fakturze (uzyskanym dzięki efektom zniekształcającym dźwięk i delayom), z masywnymi bębnami i potężnymi liniami basu. Brzmi to jak coś a'la krzyżówka Liars-The God Machine-Swans z odcieniami brudnego bluesa - niby nieoryginalnie na papierze, ale znakomicie sprawdzające się w pra

Nowa fala R&B

Frank Ocean, Nostalgia, Ultra; 2011 R&B, tak jak hip hop przez większość tego wieku przybierało twarz wykalkulowanych i świetnie wyprodukowanych produktów, pozbawionych wyobraźni i twórczej inwencji, naszpikowanych gwiazdorską husarią, pozapełnianych przez imprezowe bangery. Dwa świetne tegoroczne debiutanckie mixtape'y z sukcesem zadają kłam powyższym, wątpliwym na dłuższą metę dla mnie wartościom. The Weeknd i Frank Ocean, bo o nich mowa, udowadniają, że można do niezbyt dziś oryginalnego gatunku podejść inaczej, wyeksponować elementy zazwyczaj redukowane lub wprowadzić świeżą myśl. "House Of Balloons" tego pierwszego i "Nostalgia, Ultra" drugiego ( i może w mniejszym stopniu Drake) na tle innych artystów wydają się nową falą w konserwatywnym od jakiegoś czasu R&B. Ich utwory są czymś w rodzaju futurystycznych slow jamów, zaskakująco ponurych i trzeźwych, pozbawionych nadmiernej ekscytacji i rozbuchanej erotyki a'la Usher czy Beyonce. W tekstach

Theodoros Wielki

Aleksander Wielki, reż. Theodoros Angelopoulos, rok 1980 Od kilku lat Grecy przechodzą drugą młodość za sprawą powszechnie uznanych filmów "Kieł" czy "Attenberg", ale w ostatnich trzech dekadach XX wieku trudno było nie mówić o kinie greckim jako królestwie jednego reżysera, Theo Angelopoulosa. Tak jak Ingmar Bergman w Szwecji, wielkość Theo we własnym kraju była absolutnie niepodważalna, pozostawiająca w cieniu twórczość innych krajanów. "Aleksander Wielki", ponad 200 minutowy dramat historyczny z 1980 roku, tylko potwierdza niezwykłość stylu Greka, od dawna mającego zasłużone miejsce w panteonie wielkich. Ten symboliczny fresk przenosi XV wieczny mit ludowy o ponownym przyjściu Aleksandra Wielkiego, który odbuduje dawną wielkość Grecji w początek XX wieku, dokonując analizy zależności, jaka zachodzi między oddziaływaniem wielkiego, charyzmatycznego wodza na świadomość zbiorową i jej idee. Historia zaczyna się od ucieczki w pierwszą noc nowego stule

Queer cinema wciąż żywe

To Die Like a Man, reż. João Pedro Rodrigues, rok 2009 Na początku lat 90-tych słynny festiwal Sundance przechodził prawdziwy zalew niezależnych produkcji, które bezpardonowo przełamywały obyczajowe bariery, śmiało prezentując mniejszości seksualne gejów, lesbijek, biseksualistów i transseksualistów. Wychodząc z hedonistycznej, materialistycznej Ameryki Reagana lat 80-tych, postrzegającym epidemię AIDS jako chorobę homoseksualistów, wielu młodych twórców postanowiło wyjść poza stereotypowy krąg postrzegania swojej mniejszości i w szorstkim, agresywnym stylu przemówić własnym, bezkompromisowym głosem. W latach 1991-92 fala filmów o tematyce gejowskiej była na tyle duża i gwałtowna, że nie trzeba było długo czekać, aż ktoś sprowadzi ją do wspólnego mianownika. Tak więc transgresywne "Poison" Todda Haynesa, nowofalowe "The Living End" Gregga Arakiego czy kameralne "The Hours and Times" Christophera Muncha stały się zjawiskiem ogólnie określanym jako New