Przejdź do głównej zawartości

Zabawa w dobrym, starym stylu





Dom w głębi lasu, reż. Drew Goddard, rok 2012


O jednym z najbardziej oczekiwanych horrorów ostatnich lat mówiono, że zmieni reguły gatunku i zarazem pomoże mu się odrodzić dla nowej generacji widzów. Po niedawnej premierze jedno jest pewne - obyło się może bez rewolucji, ale pod względem rozrywki, Dom w głębi lasu, z miejsca zaliczymy do grona horrorów z pierwszej ligi!

Amerykański horror wyznaczający niegdyś nowe standardy gatunku, od dłuższego czasu cierpi na zadyszkę. Zbyt mało w nim świeżych pomysłów, którymi zachwycali niegdyś John Carpenter, czy Tobe Hooper, a za dużo wykalkulowanych, przerażająco złych sequeli i remake’ów. Dom w głębi lasu pojawia się w dobrym momencie, bo być może stanie się jakimś punktem zwrotnym w amerykańskim kinie grozy. Za takowy trzeba uznać Krzyk Wesa Cravena z 1996 roku, który świetnie bawił się schematami nieco zapomnianego wtedy slashera. Był to horror jawnie postmodernistyczny i od czasu jego premiery, co jakiś czas pojawiają się kolejne filmy, które w podobny sposób wychodzą poza granice gatunku. Dom w głębi lasu należy właśnie do tej kategorii, bowiem jest kinem świadomym swoich klisz, autotematycznym, posługującym się ironią i czarnym humorem, chętnie cytującym inne filmy poprzez żonglerkę konwencjami. Reżyser Drew Goddard oraz producent Joss Whedon powtarzali w wywiadach, że są zmęczeni i znudzeni jednostronną drogą amerykańskiego horroru, stąd ich wspólne dziecko zmienia dobrze znaną historię w coś niemal oryginalnego.

Dom w głębi lasu to przykład filmu, o którym im mniej się wie przed seansem, tym lepiej. Wielu wtajemniczonych tuż przed premierą sugerowało, żeby nie czytać żadnych recenzji, a nawet nie oglądać zwiastunów, bo może to zepsuć całą zabawę. I rzeczywiście - jedynym co można zdradzić jest ogólny zarys fabuły: pięcioro studentów wybiera się na miło zapowiadający się weekend w domku w lesie. Tylko tyle i aż tyle... Film od początku reklamowano jako puzzle, dlatego widz musi sam sobie poradzić z poukładaniem wszystkiego do kupy. Inwencja i pomysłowość Goddarda i Whedona rzeczywiście robi wrażenie, a opowiadana przez nich historia potrafi zaskoczyć. 

Zaskoczeniem jest już to, że ktoś dziś podjął się próby reanimacji gatunku, który od lat nieustannie jest deformowany i dobijany przez pornograficzną przemoc. W mainstreamie trzy lata temu spróbował tego Sam Raimi kręcąc przewrotny komedio-horror pt. Wrota do piekieł. Teraz twórcy Domu w głębi lasu robią to jeszcze lepiej. Film nie tylko wciąga odbiorcę w pogmatwaną zagadkę, ale też najzwyczajniej w świecie – daje prawdziwą radość z oglądania horroru. Dzieła takie jak Narzeczona Frankensteina Jamesa Whale’a, czy Martwe Zło Raimiego są od dawna celebrowane właśnie za lekkość z jaką wciągają widza w fabularny świat. Do tego ostatniego Goddard i Whedon często zresztą nawiązują - począwszy od czcionki tytułu, przez pomysł z wywiezieniem bohaterów w miejsce odcięte od cywilizacji, po sposób w jaki grupka studentów pakuje się w koszmar, którego jesteśmy świadkami.

Aluzji do klasyki kina grozy jest w tym obrazie znacznie więcej. Cała ta zabawa z konwencją nie byłaby jednak tak przednia, gdyby nie to, jak bardzo jest śmieszna i pełna dystansu. Żartów i pastiszu nie brakuje. Śmiejemy się m.in. ze stereotypu blondynki w horrorach – osoby o średniej inteligencji i szczególnie wysokim poziomie estrogenu; osoby, która często jako pierwsza się rozbiera i jako pierwsza ginie. Sytuacyjne gagi, rodem z najlepszych amerykańskich komedii, są znakomicie kontrastowane ze scenami gore.

Spektakularna, dowcipna i pomysłowa zabawa z konwencjami w Domu w głębi lasu, będzie frajda dla każdego, kto ośmieli się wkroczyć w labirynt tego filmu. Wielu znajdzie w nim coś dla siebie: fani slasherów, filmów o zombie i różnych stworów, zwolennicy teorii spiskowych, a nawet prozy H.P. Lovecrafta i Clive’a Barkera. Jeżeli już mam szukać jakiegoś mankamentu w tej postmodernistycznej układance, to może tego, że trochę za mało straszy , ale w końcu wszystko wskazuje na to, że Goddardowi i Whedonowi nie chodziło o przerażenie widza, lecz o zafundowanie mu kinowego rollercoastera. W końcu czasami warto się w kinie po prostu pobawić, nie wyłączając przy tym myślenia. Jeżeli podejdziecie do tego filmu na luzie, będziecie zachwyceni. Pozostaje jedynie podziękować opatrzności za to, że firma Lions Gate Entertainment wykupiła prawa do dystrybucji Domu i dzięki temu dała nam możliwość zapoznania się z jednym z najlepszych horrorów ostatnich lat.
★★★½ 
(Coś na progu)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ulubione horrory z lat 2000-2009

Dawno nie robiłem żadnej listy, więc dla odmiany wrzucam krótką z umiłowanymi horrorami z poprzedniej dekady. Nie był to okres szczególnie udany dla tego gatunku, więc niestety wyboru sporego nie miałem (albo nie dotarłem do skrytych perełek). Wyjaśnia to np. obecność na mojej liście filmu rodzaju "The Host", w połowie dramatu, w połowie horroru. Z tą klasyfikacją gatunkową to nie była taka prosta sprawa, ale gdy zestawiłem go z "Taxidermią" czy "Głodem miłości", dziełami również kategoryzowanymi jako horrory, wydał mi się zdecydowanie bardziej trafnym wyborem. The Host: Potwór, reż. Bong Joon-ho, rok 2006 Jak wyjaśniałem pokrótce we wstępie, jeden z paru filmów na liście, który nie jest czysty gatunkowo. Reżyser pomysłowo przemiela nurt Monster Movie przez społeczno-rodzinny dramat, wstrząsająco obrazując widzowi, że to własny rząd wydaje się bardziej przerażający niż ogromna, zmutowana ryba. Tak oryginalne, wciągające, a nawet niekiedy przej

ULUBIONE FILMY - MOJE I ZNAJOMYCH

Niemal 11 lat temu na wzór rankingu "Sight & Sound" stworzyłem listę swoich 10 ulubionych filmów. Teraz postanowiłem to zrobić znowu, by przekonać się, jak bardzo zmienił się mój gust. Okazało się, że zaledwie jedna pozycja z tamtego zestawienia dała radę się utrzymać . Co ciekawe, cztery filmy, które wtedy ostatecznie pominąłem (wspomniałem o nich w opisie) znalazły drogę do mojej topki. To pozostawia nam pięć zupełnie nowych tytułów.  W przeciwieństwie do tamtego wpisu z ulubionymi filmami ten jest sto razy ciekawszy, bo postanowiłem zaprosić do zabawy część znajomych. Dzięki temu mamy tutaj piękną różnorodność - przednie filmy gatunkowe, ostry arthouse, sprawdzony kanon czy kino tak złe, że aż dobre.  W ramach wyjaśnienia dodam, że zamieszczone tu listy (poza jednym wyjątkiem) na samym początku zawierają pozycję, która jest ceniona szczególnie wysoko przez uczestników zabawy. Specjalnie użyłem koloru czerwonego, pogrubienia i większej czcionki, żeby jeszcze bardziej to

Najlepsze horrory 2010-2019 (work in progress)

Poprzednią listę pierwszej  dekady  XXI wieku miałem wówczas nierozszerzoną, stąd pozycje, które się tam znalazły (pomijając top 11) nie do końca jeszcze oddawały pełen ogląd. Trochę rzeczy zobaczyłem później, ale takie są prawidła list - jest to zabawa bez końca. Horrory z lat 2010-2019 staram się śledzić uważniej, ale na pewno coś pominąłem. Myślę jednak, że dana lista dość dobrze oddaje to, co mi się podobało. Rzecz jasna nie każda pozycja jest tu czystym horrorem, ale nie oznacza to, że nie zawiera elementów charakterystycznych dla tego gatunku. Skala gwiazdkowa: trzy gwiazdki to film świetny, dwie – bardzo dobry, jedna – dobry. Sweetheart (Jd Dillard, 2019)   ★ Ekstaza (Joe Begos, 2019)  ★ Zombi Child (Bertrand Bonello, 2019)  ★ ★ ★   The Lighthouse (Robert Eggers, 2019)   ★ ★ ★ Midsommar. W biały dzień (Ari Aster, 2019)  ★ ★ ★ Mandy (Panos Cosmatos, 2018)  ★ In Fabric (Peter Strickland, 2018)  ★ ★ ★ Possum (Matthew Holness