Przejdź do głównej zawartości

Iggy Pop




Iggy Pop. Open Up and Bleed. Upadki, wzloty i odloty legendarnego punkowca, wyd. SQN

 

Postrzeganie legendarnych gwiazd rocka w dzisiejszych czasach opiera się przede wszystkim na mitologizowaniu ich przeszłości, wyciąganiu na wierzch najdzikszych występków.
W dobie dominacji tabloidów, przesuwanie akcentów z muzyki na skandale staje się co raz wyraźniejsze. Rodzimy rynek w ostatnich latach nie pozwalał nam zapomnieć o właśnie takim wizerunku rockowców. Lemmy Kilmister dzielił się swoją Białą gorączką, Keith Richards postanowił odkryć, jakie było jego Życie, a Motley Crue odnaleźli w swoim głównie Brud. Do tej zwariowanej kolekcji dołączył w tamtym roku prawdopodobnie największy szaleniec – niezniszczalny Iggy Pop. W przeciwieństwie do powyższych pozycji, będących autobiografiami, historia życia Iggy’ego została napisana przez Paula Trynkę, doświadczonego dziennikarza, który przeprowadził wywiady z mnóstwem osób mających większy lub mniejszy kontakt z muzykiem przez te wszystkie lata. To dodało samej opowieści wiarygodności, o którą czasem trudno było mi podejrzewać muzyków z Motley Crue albo Richardsa*, który prawie cała lata 70. spędził w heroinowym kokonie.  

Zasadniczą przewagą tego tytułu nad chociażby nie mniej znakomitą autobiografią Motley Crue jest prosty fakt - gdzie w Brudzie ekscesy przysłaniały muzykę (którą zresztą trudno traktować poważnie), to w biografii Jima Osterberga jest ona najważniejsza. Nie ważne jak mocno i długo artysta tkwił w uzależnieniu od kokainy czy heroiny, jak głęboko się staczał psychicznie, jego umysł ciągle był skoncentrowany na tym, żeby nagrać coś nowego, udowodnić światu swoją wielkość. A gdyby już rozpatrywać tytuł w kategoriach bulwarowych, to trudno znaleźć równego Iggy’emu, który z racji nie posiadania fortuny Richardsa był skłonny zrobić bardzo dużo, jeżeli tylko zaoferowano mu narkotyki. Gdzie indziej też znajdzie czytelnik opisy samookaleczeń i nagości na koncertach? Ale mnie inne poczynania Iggy’ego wprawiają w największe zdumienie, mianowicie sabotaże własnej kariery. Cierpiący na hipomanię, Iggy wykazywał ogromną łatwość do rozkręcania spirali autodestrukcji.  

Trynka, jak przystało na anglosaskiego dziennikarza, jest bardzo profesjonalny i rzetelny. Ubolewam jedynie, że nie rozbudował bardziej swoich analiz krytycznych, nie skręcił w stronę muzykologii. Choć nie było to niezbędne, to jednak nadałoby jeszcze ciekawszego i głębszego wymiaru narracji. Szczególnie, gdy weźmie się pod uwagę taki opis: Debiut The Stooges był majstersztykiem minimalizmu i lapidarnej elokwencji, niczym Picassowski zawijas na ładnie oprawionej karcie białego papieru. W porównaniu z nim Raw Power stanowiło ogromną, zapaćkaną sztalugę ekspresjonisty, na której każdy centymetr kwadratowy zapełniony jest dźwiękami. Sensownie, Trynka umieścił na końcu przewodnik po dyskografii Popa, oceniając je w skali od 1 do 5, dopisując kilka zdań wyjaśnienia. Dla osób niezbyt zaznajomionych z jego twórczością może być pomocną wskazówką.

W dobie zwiększonego zainteresowania osobą Davida Bowiego, intrygującą sprawą dla jego fanów będzie opisywana tutaj znajomość między Iggym a Davidem (autor zresztą napisał kilka lat później jego biografię pt. Starman). Ten drugi, przez kurs całej książki sprawia wrażenie przyjaciela i wielkiego admiratora twórczości Iggy’ego, wychodząc często z pomocną ręką. Iggy zaś od początku postrzegał to nie tyle w kwestiach szacunku wobec jego dorobku czy altruizmie, co swoistą rywalizację. Znajdując się w przykrym humorze, zdolny był nawet nazwać Bowiego jebaną marchewą. I taki właśnie wyłania się artysta z Open Up and Bleed – w jednej chwili potrafiący oczarować każdą napotkaną osobę swoją elokwencją, by w następnej stać się potwornym, niebezpiecznym despotą. Ten dwoisty obraz, zupełnie jak rockowe wcielenie Dr. Jekylla i Mr. Hyde’a, czyni jego biografię być może najlepszym studium, jak muzyczna autokreacja zaciera granicę między geniuszem a obłąkaniem. 
*Chwilę po tej recenzji wsiąkłem bardziej w życie Richardsa i jego autobiografia wydaje się jednak mocno wiarygodna. Dziś jest też moim ulubionym tytułem związanym z życiem muzyka, przebijającym także książkę Trynki. 

Komentarze

  1. "Starman" właśnie wyszedł w Polsce, to samo wydawnictwo nawet. Czekamy na recenzję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiem, ale nie zamierzałem tego zawierać w recenzji. Wątpię, że będzie. W ogóle zabawne, bo pierw Dobre Historie wydały jedną biografię, SQN zaraz po nich. Pewnie pozycja SQNu lepsza, bo ją przynajmniej nie tłumaczyło pięciu kolesi. No i Trynka ją popełnił.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ulubione horrory z lat 2000-2009

Dawno nie robiłem żadnej listy, więc dla odmiany wrzucam krótką z umiłowanymi horrorami z poprzedniej dekady. Nie był to okres szczególnie udany dla tego gatunku, więc niestety wyboru sporego nie miałem (albo nie dotarłem do skrytych perełek). Wyjaśnia to np. obecność na mojej liście filmu rodzaju "The Host", w połowie dramatu, w połowie horroru. Z tą klasyfikacją gatunkową to nie była taka prosta sprawa, ale gdy zestawiłem go z "Taxidermią" czy "Głodem miłości", dziełami również kategoryzowanymi jako horrory, wydał mi się zdecydowanie bardziej trafnym wyborem. The Host: Potwór, reż. Bong Joon-ho, rok 2006 Jak wyjaśniałem pokrótce we wstępie, jeden z paru filmów na liście, który nie jest czysty gatunkowo. Reżyser pomysłowo przemiela nurt Monster Movie przez społeczno-rodzinny dramat, wstrząsająco obrazując widzowi, że to własny rząd wydaje się bardziej przerażający niż ogromna, zmutowana ryba. Tak oryginalne, wciągające, a nawet niekiedy przej

ULUBIONE FILMY - MOJE I ZNAJOMYCH

Niemal 11 lat temu na wzór rankingu "Sight & Sound" stworzyłem listę swoich 10 ulubionych filmów. Teraz postanowiłem to zrobić znowu, by przekonać się, jak bardzo zmienił się mój gust. Okazało się, że zaledwie jedna pozycja z tamtego zestawienia dała radę się utrzymać . Co ciekawe, cztery filmy, które wtedy ostatecznie pominąłem (wspomniałem o nich w opisie) znalazły drogę do mojej topki. To pozostawia nam pięć zupełnie nowych tytułów.  W przeciwieństwie do tamtego wpisu z ulubionymi filmami ten jest sto razy ciekawszy, bo postanowiłem zaprosić do zabawy część znajomych. Dzięki temu mamy tutaj piękną różnorodność - przednie filmy gatunkowe, ostry arthouse, sprawdzony kanon czy kino tak złe, że aż dobre.  W ramach wyjaśnienia dodam, że zamieszczone tu listy (poza jednym wyjątkiem) na samym początku zawierają pozycję, która jest ceniona szczególnie wysoko przez uczestników zabawy. Specjalnie użyłem koloru czerwonego, pogrubienia i większej czcionki, żeby jeszcze bardziej to

Najlepsze horrory 2010-2019 (work in progress)

Poprzednią listę pierwszej  dekady  XXI wieku miałem wówczas nierozszerzoną, stąd pozycje, które się tam znalazły (pomijając top 11) nie do końca jeszcze oddawały pełen ogląd. Trochę rzeczy zobaczyłem później, ale takie są prawidła list - jest to zabawa bez końca. Horrory z lat 2010-2019 staram się śledzić uważniej, ale na pewno coś pominąłem. Myślę jednak, że dana lista dość dobrze oddaje to, co mi się podobało. Rzecz jasna nie każda pozycja jest tu czystym horrorem, ale nie oznacza to, że nie zawiera elementów charakterystycznych dla tego gatunku. Skala gwiazdkowa: trzy gwiazdki to film świetny, dwie – bardzo dobry, jedna – dobry. Sweetheart (Jd Dillard, 2019)   ★ Ekstaza (Joe Begos, 2019)  ★ Zombi Child (Bertrand Bonello, 2019)  ★ ★ ★   The Lighthouse (Robert Eggers, 2019)   ★ ★ ★ Midsommar. W biały dzień (Ari Aster, 2019)  ★ ★ ★ Mandy (Panos Cosmatos, 2018)  ★ In Fabric (Peter Strickland, 2018)  ★ ★ ★ Possum (Matthew Holness