Przejdź do głównej zawartości

Nowy album roku


Kayo Dot, Coyote, 2010

Toby Driver szybko wyrasta dla mnie na jednego z największych bohaterów XXI wieku. Przewodząc wpierw intrygującej formacji maudlin of the Well, by później stworzyć jeszcze bardziej fascynującą Kayo Dot, udowadniał przy każdej sposobności niewyczerpane możliwości w eksperymentowaniu z formą i gatunkami oraz nieczęsto dziś spotykaną świadomość kompozytorską. Najlepszą próbkę jego myślenia można odnaleźć na solowej płycie In the L..L..Library Loft z 2005 roku, gdzie artysta pochłonął się w szalenie awangardowej krainie, tworząc diabelską wariację współczesnej muzyki kameralnej, wymieszanej z elementami metalu czy wolnej improwizacji. Na trzech pierwszych płytach Kayo Dot, a także dokonaniach maudlin of the Well, Driver ze znakomitymi kompanami tworzył muzykę, dla której kluczowym słowem był eklektyzm. Death Metal, ambient, jazz, rock progresywny, muzyka klasyczna - każdy z tych gatunków naturalnie ze sobą współgrał, jakby był integralną częścią drugiego. Po rewelacyjnym debiucie "Choirs of the eye" z 2003 roku, udanie inkorporującym powyższe gatunki, kolejne dwa albumy Kayo Dot śmielej zaczęły skręcać w stronę abstrakcyjnego, awangardowego jazzu, przeciwstawianego od czasu do czasu ciężką, rockową strukturą. Metalowa estetyka, tak prominentna na początku, wyraźnie się ulatniała, czego dowodem był jej praktyczny zanik na "Blue Lambency Downward" z 2008 roku. Wszystko to sprawiało, że słuchacze zakochani w debiucie formacji oddalali się od niej, bo albo nie potrafili nadążyć za zmianami stylu, albo zwyczajnie dalej chcieli słuchać metalu wzbogaconego eksperymentalnym barwnikiem. "Coyote" tym bardziej rozczaruje tych, co wciąż liczą na powrót do czasów "Choirs of the eye".

To że Driver znowu zmienił szaty nie powinno nikogo dziwić. Jego wcześniejsze wycieczki w nieznane, jakkolwiek by nie były fascynujące, okazywały się niekiedy nierówne (wspomniany "Blue Lambency Downward", choć dobry, cierpiał na brak myśli przewodniej, spajającej całość w spójniejszą formę). A że jest to muzyk wciąż poszukujący, to za każdym razem można oczekiwać czegoś innego. Częste zmiany personalne w grupie przynosiły zazwyczaj trochę inną stylistykę, a jedynym stałym elementem w jej składzie od początku istnienia jest piękna skrzypaczka Mia Matsumiya. Kolejny powiem zmian na najnowszej płycie można odczuć szczególnie w instrumentacji - do składu dołączyli saksofoniści Daniel Means i Terran Olson (grający już wcześniej na debiucie) oraz trębacz Tim Byrnes. Efektem tego jest silniejszy niż kiedykolwiek nacisk na jazzową stylistykę. Prześledzić można także zupełnie odmienne inspiracje, bo ci słuchacze, co lubują się w avant-progowej twórczości Univers Zero, Art Zoyd czy Henry Cow, z domieszką jazz-rockowego szaleństwa Milesa Davisa z okresu "Bitches Brew" szczególnie powinni być zainteresowani nowym krążkiem Kayo Dot.

Składający się z pięciu kompozycji, pomyślany jako całość w warstwie lirycznej i strukturalnej, "Coyote" jest najbardziej zwartym, melodyjnym i przystępnym ze wszystkich dotychczasowych dokonań Kayo Dot. Tej przystępności można się głównie doszukać w śpiewie lidera, którego głos i manierę czasami porównywano do Jeffa Buckleya. Nigdzie tego lepiej nie słychać niż w rewelacyjnym otwarciu płyty, ośmiominutowym "Calonyction Girl". Charakterystyczne kontrasty dynamiczne, jakim muzycy hołdowali przez lata tutaj ustąpiły miejsca dla zagęszczonego rytmicznie grania, pełnego wigoru i agresji, ale zgoła niemetalowej. Wystarczy posłuchać "Whisper Ineffable", by się o tym przekonać.

To niecałe 40 minut zakręconej, dramatycznej, mrocznej muzyki, która wydaje się szybciej przemijać niż można się spodziewać. Jest to doskonały prezent dla tych, co lubią wyzwania i niespodzianki. Przynajmniej mnie na tyle zachwyciło, że szybko "Coyote" trafił na szczyt mojej listy roku 2010. W taki oto sposób skończyło się panowanie Joanny Newsom.
♫♫♫♫

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ulubione horrory z lat 2000-2009

Dawno nie robiłem żadnej listy, więc dla odmiany wrzucam krótką z umiłowanymi horrorami z poprzedniej dekady. Nie był to okres szczególnie udany dla tego gatunku, więc niestety wyboru sporego nie miałem (albo nie dotarłem do skrytych perełek). Wyjaśnia to np. obecność na mojej liście filmu rodzaju "The Host", w połowie dramatu, w połowie horroru. Z tą klasyfikacją gatunkową to nie była taka prosta sprawa, ale gdy zestawiłem go z "Taxidermią" czy "Głodem miłości", dziełami również kategoryzowanymi jako horrory, wydał mi się zdecydowanie bardziej trafnym wyborem. The Host: Potwór, reż. Bong Joon-ho, rok 2006 Jak wyjaśniałem pokrótce we wstępie, jeden z paru filmów na liście, który nie jest czysty gatunkowo. Reżyser pomysłowo przemiela nurt Monster Movie przez społeczno-rodzinny dramat, wstrząsająco obrazując widzowi, że to własny rząd wydaje się bardziej przerażający niż ogromna, zmutowana ryba. Tak oryginalne, wciągające, a nawet niekiedy przej

ULUBIONE FILMY - MOJE I ZNAJOMYCH

Niemal 11 lat temu na wzór rankingu "Sight & Sound" stworzyłem listę swoich 10 ulubionych filmów. Teraz postanowiłem to zrobić znowu, by przekonać się, jak bardzo zmienił się mój gust. Okazało się, że zaledwie jedna pozycja z tamtego zestawienia dała radę się utrzymać . Co ciekawe, cztery filmy, które wtedy ostatecznie pominąłem (wspomniałem o nich w opisie) znalazły drogę do mojej topki. To pozostawia nam pięć zupełnie nowych tytułów.  W przeciwieństwie do tamtego wpisu z ulubionymi filmami ten jest sto razy ciekawszy, bo postanowiłem zaprosić do zabawy część znajomych. Dzięki temu mamy tutaj piękną różnorodność - przednie filmy gatunkowe, ostry arthouse, sprawdzony kanon czy kino tak złe, że aż dobre.  W ramach wyjaśnienia dodam, że zamieszczone tu listy (poza jednym wyjątkiem) na samym początku zawierają pozycję, która jest ceniona szczególnie wysoko przez uczestników zabawy. Specjalnie użyłem koloru czerwonego, pogrubienia i większej czcionki, żeby jeszcze bardziej to

Najlepsze horrory 2010-2019 (work in progress)

Poprzednią listę pierwszej  dekady  XXI wieku miałem wówczas nierozszerzoną, stąd pozycje, które się tam znalazły (pomijając top 11) nie do końca jeszcze oddawały pełen ogląd. Trochę rzeczy zobaczyłem później, ale takie są prawidła list - jest to zabawa bez końca. Horrory z lat 2010-2019 staram się śledzić uważniej, ale na pewno coś pominąłem. Myślę jednak, że dana lista dość dobrze oddaje to, co mi się podobało. Rzecz jasna nie każda pozycja jest tu czystym horrorem, ale nie oznacza to, że nie zawiera elementów charakterystycznych dla tego gatunku. Skala gwiazdkowa: trzy gwiazdki to film świetny, dwie – bardzo dobry, jedna – dobry. Sweetheart (Jd Dillard, 2019)   ★ Ekstaza (Joe Begos, 2019)  ★ Zombi Child (Bertrand Bonello, 2019)  ★ ★ ★   The Lighthouse (Robert Eggers, 2019)   ★ ★ ★ Midsommar. W biały dzień (Ari Aster, 2019)  ★ ★ ★ Mandy (Panos Cosmatos, 2018)  ★ In Fabric (Peter Strickland, 2018)  ★ ★ ★ Possum (Matthew Holness