Przejdź do głównej zawartości

Daft Punk, Vampire Weekend i The National

Parę swobodnych uwag o trzech głośnych premierach ostatnich tygodni:




Daft Punk - Random Access Memories

Połyskliwy, technicolorowy sen mistrzów budowania zaraźliwych kompozycji z katalogu innych artystów wywołuje dużą konsternację wśród ich fanów, zaś u wielu krytyków wzbudza przesadny entuzjazm (Q i NME - mówię do was).
Cała ta super retro otoczka może być pod wieloma względami bezpieczną kalkulacją Francuzów - bo kto dziś tego nie robi - i w kontekście ich futuryzmu brzmieć dosyć reakcyjnie, ale w moim mniemaniu to sprytnie rozreklamowane przejście na spokojną emeryturę. Przez to pomysł porzucenia komputera dla żywych muzyków jest nie tyle zaskakujący, co najbardziej interesujący w samym obcowaniu z muzyką. Dzięki temu wszystko brzmi soczyście, klarownie, bogato. Chic z Pharrellem zaprasza na parkiety, glam pop opera wybitnego i quasi-zapomnianego klasyka Briana De Palmy zostaje wskrzeszona w 8 min. fajerwerku, cieplutki i przyjemny jak bryza soft rock z lekkimi echami mojego ukochanego Steely Dan zagnieżdża się na długo w umyśle, a smutne, zrobotyzowane wokale są najbardziej ludzkie w ich karierze. Może jest nierówno, może jest trochę za długo, ale tak znakomicie estetyzowanej i wyprodukowanej wycieczki w przeszłość już jakiś czas nie słyszałem - dla porównania RAM czyni kicz Kavinsky'ego jeszcze bardziej nieznośnym i monotonnym, niż mi się wydawał. Wiadomo - do Discovery trochę brakuje (o epokowości nie wspominając), ale w moim prywatnym rankingu to ich drugi najlepszy album, w dużej mierze dzięki szalenie nęcącej aurze.
♫♫♫½



Vampire Weekend - Modern Vampires of the City

Christgau przyklepał A+, padły porównania już nie tyle do Paula Simona, co Sgt. Pepper's. Zdumiewające. Nigdy nie byłem wybitnym zwolennikiem ich oferty, co wyrażałem w jakimś stopniu w recenzji coby nie mówić udanej i dosyć ciekawej Contry. Nowy album przy pierwszym odsłuchu, w chwili wszechogarniającego wokół niego hajpu, wydał mi się niemrawy i, co gorsza, mało melodyjny. Były to jednak błędne odczucia, bo rzecz w sumie zawiera niemałą liczbę hooków powtykanych w różnych miejscach, aranżacyjnie wydaje się też znowu nieźle pomyślana. To tak jakby jeden, bardziej refleksyjny i nastrojowo ponury utwór z poprzedniej płyty (Taxi Cab) wyznaczył im kierunek na przyszłość. Oczywiście dojrzewanie też odgrywa tutaj swoją zasadniczą rolę, a może i najważniejszą, co potwierdza fakt, że niemal wszyscy chwalą jak dobrze koreluje ze sobą strona liryczna z muzyczną. Najlepiej jest na samym początku - cztery pierwsze kompozycje uderzają najmocniej, bo ich otwartość i zmyślność melodyczna pokazuje, że popowa wrażliwość i świadomość grupy wcale nie zniknęła - teraz nabrała po prostu innych barw. Później jest różnie, Ezra wciąż jest dla mnie na zasadzie "mogę go zdzierżyć, ale ręki nie oddam", nie trafia się nic dorównującego początkowi albumu, ale gdzieniegdzie dałem się złapać na ten czy tamten fragment, a nawet cały utwór (Ya Hey). Sugeruje to - po raz trzeci - że potencjał to oni mają spory - trzeba jeszcze tylko nagrać spójną i mocną sekwencję 10-11 utworów.
♫♫♫




The National - Trouble Will Find Me

Być może najpopularniejsi (ostatni?) beznadziejni romantycy i fataliści alternatywy wracają z setem niewiele różniącym się od poprzedniego (i poprzedniego, i poprzedniego) z tą różnicą, że potwierdzają jak bardzo  przypadkową i niestety jednorazową była cudowna metamorfoza High Violet. Tam drama, aranże, wokal, melodie, choć ciągle w tej relatywnie nudnej i przewidywalnej formule, robiły duże wrażenie i potrafiły utrzymać moją atencję przez cały swój czas trwania. Tu zaś trafia się z jeden albo dwa momenty, które sprawiają wrażenie, że coś robią do pewnego stopnia, ale to wrażenie zostaje rozmyte przez boleśnie opieszałą i zupełnie wybrakowaną z koncepcji resztę. W przeciwieństwie do takich Tindersticks, którzy nagrali swój moim zdaniem najlepszy album w tamtym roku, The National nie ma już nic do powiedzenia. Beznadziejni romantycy już nikogo nie nabiorą, chyba że desperatów podobnych do nich. Tytuł zaś uważam za proroczy.
♫♫½

Komentarze

  1. Wszyscy tak się teraz tym Daft Punk tak jarają, a ja dalej nie widzę w nich nic nadzwyczajnego. Cieszę się, że tutaj trafiłem, bo widzę, że blog muzyczno-filmowy :) Pozostałych grup nie znam, ale w wolnej chwili przesłucham ich piosenki :)

    Pozdrawiam i zapraszam,
    www.filmowe-abecadlo.blogspot.com
    + obserwuję na bloglovin :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Biorąc pod uwagę opinię krytyków a społeczności netowej to jednak jest spora różnica - ci pierwsi faktycznie się zachwycają w większości, ale ci drudzy już mocno narzekają, więc z tym jaraniem to bym uważał :) Pozostałe grupy mogą Cię znudzić, ale zobacz sam - Vampire ma większe szanse na powodzenie, bo to muzyka dość dynamiczna, lekka, pomysłowa i radosna. W przypadku National to już trzeba czuć takie smęty (zresztą oni na koncie mają jedną bardzo udaną płytę i poszczególne kawałki w sumie, a reszta dla fanów, a ja się do nich nie zaliczam).

    Dzięki, w wolnej chwili obczaję twojego bloga :)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ulubione horrory z lat 2000-2009

Dawno nie robiłem żadnej listy, więc dla odmiany wrzucam krótką z umiłowanymi horrorami z poprzedniej dekady. Nie był to okres szczególnie udany dla tego gatunku, więc niestety wyboru sporego nie miałem (albo nie dotarłem do skrytych perełek). Wyjaśnia to np. obecność na mojej liście filmu rodzaju "The Host", w połowie dramatu, w połowie horroru. Z tą klasyfikacją gatunkową to nie była taka prosta sprawa, ale gdy zestawiłem go z "Taxidermią" czy "Głodem miłości", dziełami również kategoryzowanymi jako horrory, wydał mi się zdecydowanie bardziej trafnym wyborem. The Host: Potwór, reż. Bong Joon-ho, rok 2006 Jak wyjaśniałem pokrótce we wstępie, jeden z paru filmów na liście, który nie jest czysty gatunkowo. Reżyser pomysłowo przemiela nurt Monster Movie przez społeczno-rodzinny dramat, wstrząsająco obrazując widzowi, że to własny rząd wydaje się bardziej przerażający niż ogromna, zmutowana ryba. Tak oryginalne, wciągające, a nawet niekiedy przej

ULUBIONE FILMY - MOJE I ZNAJOMYCH

Niemal 11 lat temu na wzór rankingu "Sight & Sound" stworzyłem listę swoich 10 ulubionych filmów. Teraz postanowiłem to zrobić znowu, by przekonać się, jak bardzo zmienił się mój gust. Okazało się, że zaledwie jedna pozycja z tamtego zestawienia dała radę się utrzymać . Co ciekawe, cztery filmy, które wtedy ostatecznie pominąłem (wspomniałem o nich w opisie) znalazły drogę do mojej topki. To pozostawia nam pięć zupełnie nowych tytułów.  W przeciwieństwie do tamtego wpisu z ulubionymi filmami ten jest sto razy ciekawszy, bo postanowiłem zaprosić do zabawy część znajomych. Dzięki temu mamy tutaj piękną różnorodność - przednie filmy gatunkowe, ostry arthouse, sprawdzony kanon czy kino tak złe, że aż dobre.  W ramach wyjaśnienia dodam, że zamieszczone tu listy (poza jednym wyjątkiem) na samym początku zawierają pozycję, która jest ceniona szczególnie wysoko przez uczestników zabawy. Specjalnie użyłem koloru czerwonego, pogrubienia i większej czcionki, żeby jeszcze bardziej to

Najlepsze horrory 2010-2019 (work in progress)

Poprzednią listę pierwszej  dekady  XXI wieku miałem wówczas nierozszerzoną, stąd pozycje, które się tam znalazły (pomijając top 11) nie do końca jeszcze oddawały pełen ogląd. Trochę rzeczy zobaczyłem później, ale takie są prawidła list - jest to zabawa bez końca. Horrory z lat 2010-2019 staram się śledzić uważniej, ale na pewno coś pominąłem. Myślę jednak, że dana lista dość dobrze oddaje to, co mi się podobało. Rzecz jasna nie każda pozycja jest tu czystym horrorem, ale nie oznacza to, że nie zawiera elementów charakterystycznych dla tego gatunku. Skala gwiazdkowa: trzy gwiazdki to film świetny, dwie – bardzo dobry, jedna – dobry. Sweetheart (Jd Dillard, 2019)   ★ Ekstaza (Joe Begos, 2019)  ★ Zombi Child (Bertrand Bonello, 2019)  ★ ★ ★   The Lighthouse (Robert Eggers, 2019)   ★ ★ ★ Midsommar. W biały dzień (Ari Aster, 2019)  ★ ★ ★ Mandy (Panos Cosmatos, 2018)  ★ In Fabric (Peter Strickland, 2018)  ★ ★ ★ Possum (Matthew Holness