Przejdź do głównej zawartości

Obraz dysfunkcjonalnej rodziny japońskiej XXI wieku


Tokijska Sonata, reż. Kiyoshi Kurosawa, rok 2008

Tokijska rodzina klasy średniej. Ojciec zostaje zwolniony z pracy i bojąc się wspomnieć o tym swojej żonie, postanawia udawać, że ciągle chodzi do pracy. Najmłodszy syn potajemnie zaczyna uczęszczać na lekcje gry na fortepianie, pomimo zakazu ojca. Starszy z kolei zaciąga się do armii amerykańskiej, stawiając rodziców przed faktem dokonanym.

Przyglądając się tejże rodzinie, stopniowo, bez pośpiechu dostrzegamy w nich zanik więzi, zaufania, uczuć i szczerości. Brak komunikacji między członkami rodziny szczególnie mocno udziela się na płaszczyźnie ojciec-synowie. Frustracja ojca z dnia na dzień wzrasta, gdy chodząc bez celu po mieście stara się za wszelką cenę ukryć swoją porażkę przed rodzinną. To doprowadza go w następnych etapach do wyładowywania swojej rosnącej agresji na swoich dzieciach. Trochę wcześniej spotyka on swojego dawnego kumpla, który również został zwolniony i odgrywa grę pozorów ze swoją żoną. Jest to bodajże jeden z najlepszych wątków w filmie i w kontekście całości bardzo ciekawie przedstawia dwie rodziny o tych samych problemach, które rozwiązują je w zgoła odmienny sposób.

Rola przykładnej żony i matki przez większość filmu wydaje się być wprowadzeniem oazy spokoju do wzrastającego szaleństwa w rodzinie. Jej cierpliwe spoglądanie na rozpadający się autorytet męża i rosnące zagubienie młodszego syna pęka w trakcie napadu na ich dom. Wtedy cała rodzina (w różnych miejscach) odbiera brutalną lekcję życia, której nigdy nie zapomną. Po tym wszystkim można się zastanawiać tylko, co z nimi będzie. Odpowiedź akurat wydała mi się bardzo oczywista i kto oglądał też pewnie się zbytnio nie zdziwił.

Trudno nie zarzucić temu filmowi schematyzmu, jeśli chodzi o role męża i samo zakończenie. Studium relacji rodzinnych pana Kurosawy nie jest tak efektywna i zapadająca w pamięć jak w dziełach Yasujiro Ozu, który jest jedną z jego największych inspiracji. Podczas oglądania filmu nasunęło mi się też arcydzieło Edwarda Yanga "I raz i dwa", bo cel ci panowie mieli podobny, ale Kurosawa nie wykazał się taką głębią jak tajwański mistrz w powyższym filmie. Dosyć spore naleciałości przemocy "Tokijskiej Sonaty" świadczą, że jego autor nie do końca zrezygnował ze swoich ostrych początków. Jest to dosyć ryzykowne połączenie z raczej melancholijną naturą całości, ale osiąga swój cel.

Było to moje pierwsze spotkanie z panem o jakże znamienitym nazwiskiem dla kina japońskiego. Spotkanie jak najbardziej owocne, choć nie pozbawione pewnych istotnych wad. Pomijając znużenie w środkowej części, "Tokijska Sonata" ma wiele walorów artystycznych, które mogą wzbudzić w nas emocje.
★★★

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ulubione horrory z lat 2000-2009

Dawno nie robiłem żadnej listy, więc dla odmiany wrzucam krótką z umiłowanymi horrorami z poprzedniej dekady. Nie był to okres szczególnie udany dla tego gatunku, więc niestety wyboru sporego nie miałem (albo nie dotarłem do skrytych perełek). Wyjaśnia to np. obecność na mojej liście filmu rodzaju "The Host", w połowie dramatu, w połowie horroru. Z tą klasyfikacją gatunkową to nie była taka prosta sprawa, ale gdy zestawiłem go z "Taxidermią" czy "Głodem miłości", dziełami również kategoryzowanymi jako horrory, wydał mi się zdecydowanie bardziej trafnym wyborem. The Host: Potwór, reż. Bong Joon-ho, rok 2006 Jak wyjaśniałem pokrótce we wstępie, jeden z paru filmów na liście, który nie jest czysty gatunkowo. Reżyser pomysłowo przemiela nurt Monster Movie przez społeczno-rodzinny dramat, wstrząsająco obrazując widzowi, że to własny rząd wydaje się bardziej przerażający niż ogromna, zmutowana ryba. Tak oryginalne, wciągające, a nawet niekiedy przej

ULUBIONE FILMY - MOJE I ZNAJOMYCH

Niemal 11 lat temu na wzór rankingu "Sight & Sound" stworzyłem listę swoich 10 ulubionych filmów. Teraz postanowiłem to zrobić znowu, by przekonać się, jak bardzo zmienił się mój gust. Okazało się, że zaledwie jedna pozycja z tamtego zestawienia dała radę się utrzymać . Co ciekawe, cztery filmy, które wtedy ostatecznie pominąłem (wspomniałem o nich w opisie) znalazły drogę do mojej topki. To pozostawia nam pięć zupełnie nowych tytułów.  W przeciwieństwie do tamtego wpisu z ulubionymi filmami ten jest sto razy ciekawszy, bo postanowiłem zaprosić do zabawy część znajomych. Dzięki temu mamy tutaj piękną różnorodność - przednie filmy gatunkowe, ostry arthouse, sprawdzony kanon czy kino tak złe, że aż dobre.  W ramach wyjaśnienia dodam, że zamieszczone tu listy (poza jednym wyjątkiem) na samym początku zawierają pozycję, która jest ceniona szczególnie wysoko przez uczestników zabawy. Specjalnie użyłem koloru czerwonego, pogrubienia i większej czcionki, żeby jeszcze bardziej to

Najlepsze horrory 2010-2019 (work in progress)

Poprzednią listę pierwszej  dekady  XXI wieku miałem wówczas nierozszerzoną, stąd pozycje, które się tam znalazły (pomijając top 11) nie do końca jeszcze oddawały pełen ogląd. Trochę rzeczy zobaczyłem później, ale takie są prawidła list - jest to zabawa bez końca. Horrory z lat 2010-2019 staram się śledzić uważniej, ale na pewno coś pominąłem. Myślę jednak, że dana lista dość dobrze oddaje to, co mi się podobało. Rzecz jasna nie każda pozycja jest tu czystym horrorem, ale nie oznacza to, że nie zawiera elementów charakterystycznych dla tego gatunku. Skala gwiazdkowa: trzy gwiazdki to film świetny, dwie – bardzo dobry, jedna – dobry. Sweetheart (Jd Dillard, 2019)   ★ Ekstaza (Joe Begos, 2019)  ★ Zombi Child (Bertrand Bonello, 2019)  ★ ★ ★   The Lighthouse (Robert Eggers, 2019)   ★ ★ ★ Midsommar. W biały dzień (Ari Aster, 2019)  ★ ★ ★ Mandy (Panos Cosmatos, 2018)  ★ In Fabric (Peter Strickland, 2018)  ★ ★ ★ Possum (Matthew Holness