Przejdź do głównej zawartości

Anemiczny crooner

Atlas Sound, Parallax, 2011
Patrząc tylko na okładkę najnowszej oferty solowego projektu Bradforda Coxa, można by wywnioskować, że zamiast niego widzimy Nicka Cave'a. Do tego ten staroświecki mikrofon, jakby stwarzający iluzję, że nie jest to płyta z muzyką alternatywną, lecz nowa propozycja jakiegoś pieśniarza. Pomysł przedni, muszę przyznać. Każda z poprzednich płyt, czy to pod tym szyldem, czy z bardziej znanym Deerhunterem, zawierała wyjątkowo specyficzną, psychodeliczno-anemiczną aurę, odzwierciedlającą aparycję i fizjonomię Coxa. Jego letargiczny śpiew, balansujący na pograniczu katatonii i somnambulizmu był dobrym partnerem dla narkotycznych eksploracji dźwiękowych, ale tylko huraoptymiści i fanatycy mogliby uznać Bradforda za wokalistę i melodyka wielkiego formatu. Jako melodyk jest skąpy - co najwyżej rozwija szczątkowe odcinki melodyczne na kilku akordowych konstrukcjach. Z Atlas Sound, bardziej niż w Deerhunterze, tka relaksacyjny, ambientowy kokon, z którego nie rezygnuje do końca i na "Parallax", ale teraz jednak bliżej mu do czegoś w rodzaju ambient popowego croonerstwa. Jakkolwiek to dziwnie brzmi, to w pewnej mierze się sprawdza obraz okładki. Cox jest jak na siebie bardzo "aktywny" wokalnie, wysunięty na pierwszy plan, a nie jak zazwyczaj zagubiony gdzieś w gąszczu pogłosów czy ech. Najlepsze na płycie, rozmarzone "Te Amo" czy zabójczo chwytliwe "Mona Lisa" stanowią najdokładniejszą wizytówkę tego kierunku. Cox oczywiście nie byłby sobą, gdyby nie umieścił na płycie jakiś instrumentalnych odlotów w transowo-psychodeliczne krainy, co czynią dwie ostatnie pozycje w indeksie, "Quark Park Part I & II". Wypada to średnio, ale może następnym razem muzyk wykaże więcej konsekwencji.

Ciekawiło mnie kiedy facet wyrwie się w końcu trochę ze swojego constansu, przestanie ładnie przynudzać, i zagra coś, co utrwali się w pamięci na dłużej, sięgnie poziomu jego najwybitniejszego dzieła - "Microcastle" z 2008 roku. Bo szczerze mówiąc, choć lubię "Logos" i "Let the Blind Lead Those Who Can See but Cannot Feel", to nic kompletnie z nich nie pamiętam. Z ostatniej płyty Deerhunter "Halcyon Digest, też przecież udanej, kojarzę jedynie rewelacyjne "Desire Lines". A po pierwszym odsłuchu "Parallaxa", już dwa utwory szybko zagnieździły się w mojej głowie. Jest progres.
♫♫♫½ 
Highlight: Te Amo

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ulubione horrory z lat 2000-2009

Dawno nie robiłem żadnej listy, więc dla odmiany wrzucam krótką z umiłowanymi horrorami z poprzedniej dekady. Nie był to okres szczególnie udany dla tego gatunku, więc niestety wyboru sporego nie miałem (albo nie dotarłem do skrytych perełek). Wyjaśnia to np. obecność na mojej liście filmu rodzaju "The Host", w połowie dramatu, w połowie horroru. Z tą klasyfikacją gatunkową to nie była taka prosta sprawa, ale gdy zestawiłem go z "Taxidermią" czy "Głodem miłości", dziełami również kategoryzowanymi jako horrory, wydał mi się zdecydowanie bardziej trafnym wyborem. The Host: Potwór, reż. Bong Joon-ho, rok 2006 Jak wyjaśniałem pokrótce we wstępie, jeden z paru filmów na liście, który nie jest czysty gatunkowo. Reżyser pomysłowo przemiela nurt Monster Movie przez społeczno-rodzinny dramat, wstrząsająco obrazując widzowi, że to własny rząd wydaje się bardziej przerażający niż ogromna, zmutowana ryba. Tak oryginalne, wciągające, a nawet niekiedy przej

ULUBIONE FILMY - MOJE I ZNAJOMYCH

Niemal 11 lat temu na wzór rankingu "Sight & Sound" stworzyłem listę swoich 10 ulubionych filmów. Teraz postanowiłem to zrobić znowu, by przekonać się, jak bardzo zmienił się mój gust. Okazało się, że zaledwie jedna pozycja z tamtego zestawienia dała radę się utrzymać . Co ciekawe, cztery filmy, które wtedy ostatecznie pominąłem (wspomniałem o nich w opisie) znalazły drogę do mojej topki. To pozostawia nam pięć zupełnie nowych tytułów.  W przeciwieństwie do tamtego wpisu z ulubionymi filmami ten jest sto razy ciekawszy, bo postanowiłem zaprosić do zabawy część znajomych. Dzięki temu mamy tutaj piękną różnorodność - przednie filmy gatunkowe, ostry arthouse, sprawdzony kanon czy kino tak złe, że aż dobre.  W ramach wyjaśnienia dodam, że zamieszczone tu listy (poza jednym wyjątkiem) na samym początku zawierają pozycję, która jest ceniona szczególnie wysoko przez uczestników zabawy. Specjalnie użyłem koloru czerwonego, pogrubienia i większej czcionki, żeby jeszcze bardziej to

Najlepsze horrory 2010-2019 (work in progress)

Poprzednią listę pierwszej  dekady  XXI wieku miałem wówczas nierozszerzoną, stąd pozycje, które się tam znalazły (pomijając top 11) nie do końca jeszcze oddawały pełen ogląd. Trochę rzeczy zobaczyłem później, ale takie są prawidła list - jest to zabawa bez końca. Horrory z lat 2010-2019 staram się śledzić uważniej, ale na pewno coś pominąłem. Myślę jednak, że dana lista dość dobrze oddaje to, co mi się podobało. Rzecz jasna nie każda pozycja jest tu czystym horrorem, ale nie oznacza to, że nie zawiera elementów charakterystycznych dla tego gatunku. Skala gwiazdkowa: trzy gwiazdki to film świetny, dwie – bardzo dobry, jedna – dobry. Sweetheart (Jd Dillard, 2019)   ★ Ekstaza (Joe Begos, 2019)  ★ Zombi Child (Bertrand Bonello, 2019)  ★ ★ ★   The Lighthouse (Robert Eggers, 2019)   ★ ★ ★ Midsommar. W biały dzień (Ari Aster, 2019)  ★ ★ ★ Mandy (Panos Cosmatos, 2018)  ★ In Fabric (Peter Strickland, 2018)  ★ ★ ★ Possum (Matthew Holness