Przejdź do głównej zawartości

Filmowa klątwa

Zagubiony w La Manchy, reż. Keith Fulton i Louis Pepe, rok 2002

W połowie dokumentu „Zagubiony w La Manchy” wyraźnie podekscytowany Terry Gilliam prorokuje, że jego adaptacja arcydzieła literatury światowej, „Don Kichota” Miguela de Cervantesa, będzie niezwykłym filmem. Nie mógł wtedy przypuszczać, że marzenie, które nosił w sobie od wielu lat zostanie brutalnie zweryfikowane przez rzeczywistość i obróci jego ambitny projekt w walkę z wiatrakami. Historia kina potwierdza, że nie jest on pierwszą ofiarą książki Cervantesa. Orson Welles w 1957 roku powziął się podobnego przedsięwzięcia. Jego obsesja, tak jak u Gilliama, rozłożyła się na dekady. Niestety śmierć głównego odtwórcy, problemy budżetowe, wyrastanie z wieku niektórych aktorów, w końcu ciągle się zmieniająca koncepcja reżysera odnalazły identyczny finał, co u Gilliama – adaptacja została nieukończona. Podobnie do innego klasyka, „Makbeta”, można mówić, że nad „Don Kichotem” wisi klątwa. A to, że klątwa filmowa to nie przelewki przekonał się w 1987 roku chociażby Dario Argento. W trakcie kręcenia swojego ostatniego wybitnego filmu, „Opery”, którego akcja dzieje się w trakcie wystawiania „Makbeta” Verdiego, zmarł jego ojciec, długoletnia partnerka odeszła z planu i doszło do wielu dziwnych wypadków.

Terry Gilliam od początku swojej bogatej kariery miał problemy z kręceniem filmów. Wspomnieć tu trzeba przede wszystkim jego największe fiasko, „Przygody barona Munchausena” z 1989, do którego nieraz w dokumencie sam reżyser się odnosi. Jednak początkowe znaki dla „Don Kichota” wcale złowróżbne nie były. W 2000 roku reżyserowi udało się pozyskać europejskich inwestorów, skłonić do wystąpienia w filmie Johnny’ego Deppa i Jeana Rocheforta, i pod koniec danego roku wyruszyć do Hiszpanii by rozpocząć zdjęcia. Tak jak Orson Welles uczynił wcześniej, Gilliam uznał materiał źródłowy za zbyt trudny do przeniesienia na duży ekran, więc miał w planach przedstawić własną wersję historii Don Kichota (stąd tytuł „Człowiek, który zabił Don Kichota”). Niestety wszystkie huczne przygotowania do zdjęć szybko zostały storpedowane przez niekończący się wir pechowych wydarzeń. Poczynając od mniejszych problemów jak brak statystów na próbach, po latające samoloty na planie, w końcu potężną ulewę, która zniszczyła sprzęt, totalnie dezorganizując harmonogram planowy. Żeby było jeszcze bardziej tragikomicznie, plenery, które reżyser uznał za idealne do zdjęć, w skutek powodzi straciły swoją naturalną, „monochromatyczną” barwę. Czar goryczy przelały poważne dolegliwości zdrowotne odtwórcy Don Kichota, Jeana Rocheforta. Jego przedłużająca się nieobecność na planie była ostatecznym gwoździem do trumny.

Keith Fulton i Louis Pepe, dwaj reżyserzy dokumentu, wcześniej współpracowali już z Gilliamem podczas kręcenia filmu o powstawaniu „12 małp”. To, co po raz kolejny miało wyglądać na rutynę, szybko przeobraziło się w diametralnie nowe zadanie – być może jedyny w historii film dokumentalny o upadku wielomilionowej produkcji filmowej. Fascynujący temat obaj twórcy wykonali z kronikarską dokładnością, dzień po dniu relacjonując narastający chaos. Dzięki temu widzimy jak z początku pełni zapału producenci i ekipa filmowa później wpada w stan, który można określić jako panika wymieszana ze śmiechem przez łzy. Sceny, pokazujące wszystko od kuchni niemal zawsze wydają się ciekawe, bo pokazują jak skomplikowany jest mechanizm produkcji filmowej. Najbardziej cenne są jednak obserwacje jak jeden z większych wizjonerów kina, Terry Gilliam, musi z trudem przyjmować upadek swojego marzenia. Cały perfekcjonizm, specyficzny czarny humor, niepohamowana wyobraźnia, z których przecież słynnie Gilliam nagle znika i przedstawia nam człowieka załamanego, smakującego goryczy porażki. Właśnie dla tych chwil warto sięgnąć po „Zagubionego w La Manchy”. W post scriptum dowiadujemy się, że Gilliam nie dał za wygraną i wciąż stara się o ukończenie swojego marzenia. Niestety pech zdaje się go nie opuszczać, a zmaganie z fatum „Don Kichota” dobitnie potwierdza, że nie potrzebuje żadnego aktora do odtworzenia tej roli, ponieważ los sam go nim uczynił.

Dystrybutorem filmu w Polsce jest firma 9th Plan. Podziękowania za udostępnioną kopię.
★★½

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ulubione horrory z lat 2000-2009

Dawno nie robiłem żadnej listy, więc dla odmiany wrzucam krótką z umiłowanymi horrorami z poprzedniej dekady. Nie był to okres szczególnie udany dla tego gatunku, więc niestety wyboru sporego nie miałem (albo nie dotarłem do skrytych perełek). Wyjaśnia to np. obecność na mojej liście filmu rodzaju "The Host", w połowie dramatu, w połowie horroru. Z tą klasyfikacją gatunkową to nie była taka prosta sprawa, ale gdy zestawiłem go z "Taxidermią" czy "Głodem miłości", dziełami również kategoryzowanymi jako horrory, wydał mi się zdecydowanie bardziej trafnym wyborem. The Host: Potwór, reż. Bong Joon-ho, rok 2006 Jak wyjaśniałem pokrótce we wstępie, jeden z paru filmów na liście, który nie jest czysty gatunkowo. Reżyser pomysłowo przemiela nurt Monster Movie przez społeczno-rodzinny dramat, wstrząsająco obrazując widzowi, że to własny rząd wydaje się bardziej przerażający niż ogromna, zmutowana ryba. Tak oryginalne, wciągające, a nawet niekiedy przej

ULUBIONE FILMY - MOJE I ZNAJOMYCH

Niemal 11 lat temu na wzór rankingu "Sight & Sound" stworzyłem listę swoich 10 ulubionych filmów. Teraz postanowiłem to zrobić znowu, by przekonać się, jak bardzo zmienił się mój gust. Okazało się, że zaledwie jedna pozycja z tamtego zestawienia dała radę się utrzymać . Co ciekawe, cztery filmy, które wtedy ostatecznie pominąłem (wspomniałem o nich w opisie) znalazły drogę do mojej topki. To pozostawia nam pięć zupełnie nowych tytułów.  W przeciwieństwie do tamtego wpisu z ulubionymi filmami ten jest sto razy ciekawszy, bo postanowiłem zaprosić do zabawy część znajomych. Dzięki temu mamy tutaj piękną różnorodność - przednie filmy gatunkowe, ostry arthouse, sprawdzony kanon czy kino tak złe, że aż dobre.  W ramach wyjaśnienia dodam, że zamieszczone tu listy (poza jednym wyjątkiem) na samym początku zawierają pozycję, która jest ceniona szczególnie wysoko przez uczestników zabawy. Specjalnie użyłem koloru czerwonego, pogrubienia i większej czcionki, żeby jeszcze bardziej to

Najlepsze horrory 2010-2019 (work in progress)

Poprzednią listę pierwszej  dekady  XXI wieku miałem wówczas nierozszerzoną, stąd pozycje, które się tam znalazły (pomijając top 11) nie do końca jeszcze oddawały pełen ogląd. Trochę rzeczy zobaczyłem później, ale takie są prawidła list - jest to zabawa bez końca. Horrory z lat 2010-2019 staram się śledzić uważniej, ale na pewno coś pominąłem. Myślę jednak, że dana lista dość dobrze oddaje to, co mi się podobało. Rzecz jasna nie każda pozycja jest tu czystym horrorem, ale nie oznacza to, że nie zawiera elementów charakterystycznych dla tego gatunku. Skala gwiazdkowa: trzy gwiazdki to film świetny, dwie – bardzo dobry, jedna – dobry. Sweetheart (Jd Dillard, 2019)   ★ Ekstaza (Joe Begos, 2019)  ★ Zombi Child (Bertrand Bonello, 2019)  ★ ★ ★   The Lighthouse (Robert Eggers, 2019)   ★ ★ ★ Midsommar. W biały dzień (Ari Aster, 2019)  ★ ★ ★ Mandy (Panos Cosmatos, 2018)  ★ In Fabric (Peter Strickland, 2018)  ★ ★ ★ Possum (Matthew Holness