Wczoraj miałem nieprzyjemność obcować z dawno niespotykanym na taką skalę badziewiem filmowym pt: Gwałt. Przerażająco amatorsko zrealizowany, czy raczej niezrealizowany, właściwie porno zamaskowane jako kino zemsty, "Gwałt" jest tak debilny, że aż przecierałem oczy ze zdumienia. Pomijając idiotyczne dialogi rodem z najbardziej finezyjnych produkcji porno, szczególnie wysysała moją energię bezsensowna jatka, jaką urządzają dwie antybohaterki, przeplatana do tego ich bezsensowną kopulacją z przypadkowo napotkanymi mężczyznami. Tylko pozazdrościć wyzwolenia. Skończyło się na tym, że musiałem przewijać film, by wytrzymać do końca. A to mi się raczej nie zdarza. I tutaj jak na dłoni można zauważyć różnicę między tępą próbą łamania tabu w kinie a prawdziwym wstrząsem, jaki wywołuje na widzu opisywany przeze mnie już kiedyś Srpski film. Właściwie jeszcze odważniejszy w przemocy od "Gwałtu", pod swoją szokującą powierzchnią kryje jakąś treść. Nawet jeśli ktoś jej nie dostrzega, to znakomita realizacja mocno wynosi film na ponadprzeciętny poziom. A nie wiem co kryje "Gwałt", tym bardziej, że walorów estetycznych nie przedstawia żadnych. Na pewno nie kryje zemsty radykalnej feministki, bo twórczynie filmu to z jednej strony aktorka porno, a z drugiej pisarka, która parała się swego czasu prostytucją. Jedyne co mają na myśli to przemoc, gwałt, seks, mord, seks, mord, mord. Ta magiczna wyliczanka udowadnia, że od samego początku nie zakładały nic ambitnego. Niepoczytalność autorek i ich brak zrozumienia sztuki filmowej można co najwyżej brać za przykład, jak nie powinno się kręcić filmów. Aż smutno się robi, że "Gwałt" zaliczany jest do nowej ekstremy francuskiej, bo nawet jeśli znajdziemy wśród niej słabe pozycje, to żadna z nich pewnie nie sięga poziomu "Baise-moi".
Dawno nie robiłem żadnej listy, więc dla odmiany wrzucam krótką z umiłowanymi horrorami z poprzedniej dekady. Nie był to okres szczególnie udany dla tego gatunku, więc niestety wyboru sporego nie miałem (albo nie dotarłem do skrytych perełek). Wyjaśnia to np. obecność na mojej liście filmu rodzaju "The Host", w połowie dramatu, w połowie horroru. Z tą klasyfikacją gatunkową to nie była taka prosta sprawa, ale gdy zestawiłem go z "Taxidermią" czy "Głodem miłości", dziełami również kategoryzowanymi jako horrory, wydał mi się zdecydowanie bardziej trafnym wyborem. The Host: Potwór, reż. Bong Joon-ho, rok 2006 Jak wyjaśniałem pokrótce we wstępie, jeden z paru filmów na liście, który nie jest czysty gatunkowo. Reżyser pomysłowo przemiela nurt Monster Movie przez społeczno-rodzinny dramat, wstrząsająco obrazując widzowi, że to własny rząd wydaje się bardziej przerażający niż ogromna, zmutowana ryba. Tak oryginalne, wciągające, a nawet niekiedy przej
Komentarze
Prześlij komentarz