Przejdź do głównej zawartości

Skarb


Rickie Lee Jones, Pirates, 1981
Wczoraj podczas przeglądania archiwów Rolling Stone'a natrafiłem przypadkiem na recenzję płyty wokalistki Rickie Lee Jones. Nazwisko artystki nie było mi obce, bo jakoś niedawno miałem zamiar posłuchać jej debiutu, ale w końcu tego nie zrobiłem. Recenzja dotyczyła akurat jej drugiej płyty "Pirates" z 1981 roku, o której nic wcześniej nie wiedziałem. To co od razu przykuło moją uwagę to wystawiona ocena - maksymalna. Rolling Stone w ostatnich 25 latach kompletnie nie trafiał z osądami na temat wielu wybitnych płyt, ale kiedyś była to gazeta na poziomie, więc postanowiłem przeczytać tekst. Po paru zdaniach stwierdziłem, że muszę tego albumu posłuchać. Recenzent porównał "Pirates" do "Astral Weeks" Morrisona, "The Wild, the Innocent & the E Street Shuffle" Springsteena i "Court and Spark" Mitchell - dwa pierwsze uważam za arcydzieła, więc zostałem wystarczająco zachęcony, by sięgnąć po ów album. Obawiałem się pierwszego kontaktu, bo recenzenci lubią często pisać na wyrost, przesadzać w zachwycie, ale faktycznie okazało się, że w tym porównaniu jest sporo racji. To po prostu kolejny ukryty skarb z przeszłości, o jakich pisałem kilkakrotnie na blogu. "Pirates" oferuje coś w rodzaju mikstury sporządzonej z jazz-popu Steely Dan, nokturnowych, beatnikowych ballad Toma Waitsa (notabene jej byłego partnera życiowego, któremu poświęciła parę piosenek na płycie), filmowej romantyczności Springsteena z drugiej i trzeciej płyty, swobodnej struktury kompozycyjnej "Astral Weeks" oraz emocjonalnej intensywności Laury Nyro. Trzeba przyznać, że wypada to niesamowicie. Kilka kompozycji ma olśniewającą i misterną budowę, zaskakując nieoczekiwanymi zmianami tempa, akordów i harmonii. Śpiew Jones jest cudny, ale jej nosowy głos nie każdemu może przypaść od razu do gustu. Trudno mu jednak odmówić mocy i elastyczności - artystka ze zwinnością kota ślizga się po słowach, rozciąga frazy, skacze po tonacjach. W tak bogatą formalnie muzykę warto wgryźć się głębiej, bo przy nieuważnym przesłuchaniu może nam umknąć wiele niuansów. Każdemu kto będzie chciał sięgnąć po nastrojowe "Pirates" polecam w szczególności słuchanie w nocy - doznanie jest nieporównywalnie większe niż w dzień.
♫♫♫♫½
Highlight: Living It Up

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ulubione horrory z lat 2000-2009

Dawno nie robiłem żadnej listy, więc dla odmiany wrzucam krótką z umiłowanymi horrorami z poprzedniej dekady. Nie był to okres szczególnie udany dla tego gatunku, więc niestety wyboru sporego nie miałem (albo nie dotarłem do skrytych perełek). Wyjaśnia to np. obecność na mojej liście filmu rodzaju "The Host", w połowie dramatu, w połowie horroru. Z tą klasyfikacją gatunkową to nie była taka prosta sprawa, ale gdy zestawiłem go z "Taxidermią" czy "Głodem miłości", dziełami również kategoryzowanymi jako horrory, wydał mi się zdecydowanie bardziej trafnym wyborem. The Host: Potwór, reż. Bong Joon-ho, rok 2006 Jak wyjaśniałem pokrótce we wstępie, jeden z paru filmów na liście, który nie jest czysty gatunkowo. Reżyser pomysłowo przemiela nurt Monster Movie przez społeczno-rodzinny dramat, wstrząsająco obrazując widzowi, że to własny rząd wydaje się bardziej przerażający niż ogromna, zmutowana ryba. Tak oryginalne, wciągające, a nawet niekiedy przej

ULUBIONE FILMY - MOJE I ZNAJOMYCH

Niemal 11 lat temu na wzór rankingu "Sight & Sound" stworzyłem listę swoich 10 ulubionych filmów. Teraz postanowiłem to zrobić znowu, by przekonać się, jak bardzo zmienił się mój gust. Okazało się, że zaledwie jedna pozycja z tamtego zestawienia dała radę się utrzymać . Co ciekawe, cztery filmy, które wtedy ostatecznie pominąłem (wspomniałem o nich w opisie) znalazły drogę do mojej topki. To pozostawia nam pięć zupełnie nowych tytułów.  W przeciwieństwie do tamtego wpisu z ulubionymi filmami ten jest sto razy ciekawszy, bo postanowiłem zaprosić do zabawy część znajomych. Dzięki temu mamy tutaj piękną różnorodność - przednie filmy gatunkowe, ostry arthouse, sprawdzony kanon czy kino tak złe, że aż dobre.  W ramach wyjaśnienia dodam, że zamieszczone tu listy (poza jednym wyjątkiem) na samym początku zawierają pozycję, która jest ceniona szczególnie wysoko przez uczestników zabawy. Specjalnie użyłem koloru czerwonego, pogrubienia i większej czcionki, żeby jeszcze bardziej to

Najlepsze horrory 2010-2019 (work in progress)

Poprzednią listę pierwszej  dekady  XXI wieku miałem wówczas nierozszerzoną, stąd pozycje, które się tam znalazły (pomijając top 11) nie do końca jeszcze oddawały pełen ogląd. Trochę rzeczy zobaczyłem później, ale takie są prawidła list - jest to zabawa bez końca. Horrory z lat 2010-2019 staram się śledzić uważniej, ale na pewno coś pominąłem. Myślę jednak, że dana lista dość dobrze oddaje to, co mi się podobało. Rzecz jasna nie każda pozycja jest tu czystym horrorem, ale nie oznacza to, że nie zawiera elementów charakterystycznych dla tego gatunku. Skala gwiazdkowa: trzy gwiazdki to film świetny, dwie – bardzo dobry, jedna – dobry. Sweetheart (Jd Dillard, 2019)   ★ Ekstaza (Joe Begos, 2019)  ★ Zombi Child (Bertrand Bonello, 2019)  ★ ★ ★   The Lighthouse (Robert Eggers, 2019)   ★ ★ ★ Midsommar. W biały dzień (Ari Aster, 2019)  ★ ★ ★ Mandy (Panos Cosmatos, 2018)  ★ In Fabric (Peter Strickland, 2018)  ★ ★ ★ Possum (Matthew Holness