Dzięki uprzejmości Grzegorza Kurka, mam
do rozdania dwie wejściówki (każda z osobą towarzyszącą) na wybrany film z
sekcji „Poza gatunkiem – Sci-fi”, która odbędzie się w ramach Poznańskiego festiwalu „Transatlantyk”, w dniach od 15 do 22 sierpnia. Jej pomysłodawca zebrał z ostatnich kilku
lat siedem nieznanych u nas szerzej filmów (lista tutaj), które nie tylko z powodzeniem korzystają ze spuścizny swojej konwencji, ale przyjmują
ją również jako pretekst do wychodzenia poza utarte schematy. I co najważniejsze w tym
kontekście – wszystkie są spoza Hollywood, więc jest to szansa na ujrzenie czegoś
nowego i świeżego. Aby zdobyć wejściówki, trzeba jedynie wysłać na mojego maila
prawidłową odpowiedź na poniższe pytanie:
Kim był ojciec reżysera filmu Po drugiej stronie czarnej tęczy?
Do odpowiedzi proszę podać oczywiście swoje dane i datę seansu wybranego filmu.
Co do samej sekcji, z siedmiu tytułów
puszczanych w Poznaniu, udało mi się wcześniej zobaczyć dwa: Po drugiej stronie czarnej tęczy i Zbrodnie czasu. W tym pierwszym, bliskim
moim zdaniem do miana arcydzieła w swojej estetyce, mamy niesamowity amalgamat
inspiracji (Lucas, Argento, Cronenberg, Kubrick), ale w żadnym momencie nie można zarzucić obrazowi wtórności,
bo jego sugestywne obrazy tak mocno oddziałują na zmysły, że staje się czymś
w rodzaju filmowego ekwiwalentu LSD. W drugim filmie, trochę przypominającym tematycznie
jedno z najwybitniejszych osiągnięć sci-fi tego wieku, Wynalazek Shane’a Carrutha, ekscytująco pomieszano komedię i thriller,
by uatrakcyjnić piętrowo nakładające się paradoksy podróżowania w czasie. W reszcie filmów, czy będą to satyryczne Duchy od brudnej roboty, zabawne
mockumentary Lunopolis, albo melodramatyczne
Shuffle, odnajdziemy wiele twarzy kina sci-fi, potwierdzających szeroki zakres gatunku. W następnych dniach postaram się je omówić trochę bliżej.
W szerszym znaczeniu, filmy te pokazują, że science fiction ma się dziś całkiem
dobrze. Właściwie można powiedzieć, że od początku nowego wieku czuć ducha
odnowy w tym najbardziej specyficznym ze wszystkich gatunków. Dzieje się to zarówno w wysokobudżetowym kinie rozrywkowym, którego tendencje w
gorszy lub lepszy sposób rozwijają jego parametry, brnąc w
widowiskowe, futurystyczne hybrydy thrillera, kina przygodowego i akcji; oraz
kinie niezależnym, wyprodukowanym za niepomiernie mniejsze pieniądze, ale wizjonerskim
i autorskim, przejawiającym multum możliwości fabularnych i interpretacyjnych.
Powyższego, autorskiego kina w tym wieku mieliśmy całkiem sporo. Twórców tak skrajnie różnych, jak Larsa Von Triera, Gregga Arraki,
Richarda Kelly, czy Abela Ferrary, przyciągała jak magnes chociażby wizja końca świata. I
wykorzystywanie przez nich sztafażu sci-fi odbywało się na zupełnie różnych
zasadach: to skupiano się na kameralnym dramacie (Ferrara w Ostatnim dniu na Ziemi i Trier w Melancholii), to na gatunkowym
szaleństwie, które starało się na każdym kroku zdezorientować widza (Kelly w Donnie Darko i Końcu świata, Arraki w Kaboom). Były również odświeżające
podejścia do tematyki obcych – w Dystrykcie 9 Blomkampa mieliśmy szansę zauważyć alegorię rasizmu,
zaś w Strefie X Edwardsa, elokwentnie ujętym
jako kino drogi, komentarz wobec ksenofobii amerykanów i dążenia do totalnej
kontroli od strony instytucji rządowej. I właśnie w tym stylu utrzymane są propozycje Grzegorza Kurka - niezależne, ambitne w założeniu, a nawet w niektórych przypadkach wizjonerskie. Stąd warto się wybrać za cztery dni do Poznania, by spróbować tej ciekawej alternatywy wobec multipleksowych ofert.
Te, spośród wymienionych filmów, które widziałem, to faktycznie obrazy z wysokiej półki ; inteligentne i oryginalne historie, gdzie czynnik ludzki dominuje nad ,, odchyleniami formalistycznymi'' , świadczące o wcale prężnej kondycji gatunku. Hiszpański ,, Timecrimes'' ( loop-movie? :D ), niskobudżetowe, ekologiczne i zaskakująco ciepłe ,, Monsters'' ( Edwards robił efekty na domowym kompie, finałowa scena z parą meduzoidów i parą coraz mniej zlęknionych bohaterów jest przepiękna), pomysłowy ,, Primer'' ( wreszcie coś, gdzie science dominuje nad fiction ) i nie wymieniony, acz par excellence wybitny międzygalaktyczny mono(??)dram ,, Moon'' - są, jak ślady niezdurniałego życia na bezludnej wyspie filmowego syfu.
OdpowiedzUsuńPs. Narobiłeś mi apetytu na ,, Czarną Tęczę''.
W pełni się zgadzam. O "Moon" nawet tu pisałem, choć to tekst raczej nieudolny, sporo bym tam zmienił i przede wszystkim rozwinął swoje myśli. "Primer" to dla mnie chyba najlepszy film sci-fi XXI wieku. Póki co nie widziałem nic lepszego, tak świetnie wykorzystującego swoje limitacje budżetowe, by skupić się na esencji - opowiadaniu historii.
OdpowiedzUsuń"Czarna tęcza" to niejedyny wybitny film z tej sekcji. Zwracam uwagę na "Errors of the human body", którego recka zaraz zawiśnie na stronie :)