Faza 7, reż. Nicolas Goldbart, rok 2011
Niby nie da się już nic nowego wycisnąć
z kina apokaliptycznego, ale argentyński film Faza 7 ograne schematy przeobraża w prawie świeże pomysły. Bije z nich stara
prawda filmowa, wyniesiona z filmów zombie Romero, mówiąca nam, że największym
wrogiem człowieka jest on sam. Goldbart musiał sobie to wziąć do serca, bo dokonał
szczególnie nihilistycznej, ale i komicznie srogiej przewrotki – w jego wersji to sąsiadów powinniśmy
się najbardziej strzec. Dzięki temu, w niezbyt oryginalnym scenariuszu, gdzie młode
małżeństwo wraz z innymi mieszkańcami nowej kamienicy w Buenos Aires zostaje
poddane kwarantannie, wręcz iskrzy od napięć i przeróżnych komplikacji. Wirus
dziesiątkuje ludzi na zewnątrz, ale reżyser przez niemal cały film nie wychodzi
poza nowoczesne, klaustrofobiczne lokum, poruszając się kamerą po zimnych
korytarzach, w których grupki sąsiadów knują między sobą. Goldbart stopniowo,
ale nieugięcie wprowadza do ich poczynań logikę barbarzyńskiego darwinizmu. Chwała mu, że nie wytacza najcięższych dział od samego początku, skupiając się w pierwszym rzędzie na wysyłaniu
sygnałów, że coś dziwnego się dzieje wokół, choć dwójka bohaterów, Coco i Pipi, zdaje się tego nie dostrzegać. Potem dosyć
efektywnie, aczkolwiek w krzywym zwierciadle, przedstawia co się dzieje podczas
kwarantanny, gdy ludzie są zamknięci we własnych mieszkaniach jak w klatce
Filmy, w których tajemniczy wirus odgrywa rolę cichego zabójcy budzą we mnie pewne wątpliwości. Mam tu na myśli np. Contagion – Epidemia strachu Soderbergha
– pomimo wielkiej zręczności i dużego potencjału dramatycznego, nie do końca
udaje się udźwignąć tak poważną globalną katastrofę, jaką jest pandemia. Przy tym Soderbergh nie
unika wpadnięcia w sidła melodramatyzmu. Za to w Fazie 7 wirus jest właściwie nieobecny, nic o nim nie wiemy, a
o sytuacji z kraju dowiadujemy się z telewizji. Takie zawężenie akcji bardzo
sprzyja kreowaniu apokaliptycznego klimatu i chwilami zbliża film do niskobudżetowych surival
horrorów jak [Rec].
Jedynym zauważalnie słabym punktem filmu
wydaje się główny bohater Coco. Jest typową niedorajdą i mięczakiem podatnym na manipulację, ale w trakcie następuje jego cudowna przemiana w
prawdziwego twardziela. Już z niejednego filmu wiemy, że walka o przetrwanie
wyciska z człowieka pokłady energii i zdolność do adaptacji, której wcześniej
nie mógł się po sobie spodziewać.
★★★
Film będzie pokazywany na festiwalu "Transatlantyk" w dniach 18 i 19 sierpnia.
★★★
Film będzie pokazywany na festiwalu "Transatlantyk" w dniach 18 i 19 sierpnia.
Komentarze
Prześlij komentarz