Mroczny instynkt, reż. Joe D'Amato, rok 1979
Włoski reżyser Joe D'Amato (tak naprawdę Aristide Massaccesi) znany jest głównie z filmów z nurtu exploitation, z których większość silnie zahacza o pornografię, ale jego ogromny dorobek obejmuje także spaghetti westerny czy filmy wojenne. Największego kultu doczekały się jednak horrory klasy B - "Mroczny instynkt", "Erotyczne Noce Żywej Śmierci" i "Ludożerca". Póki co widziałem tylko ten pierwszy, ale nie wykluczam, że i następne trafią na moją listę życzeń. "Mroczny instynkt" fabułę ma prostą - zamożny, młody taksydermista Francesco na początku filmu traci swoją ukochaną w dziwnych okolicznościach, ale nie pozwala jej do końca odejść - wykrada ciało z grobu i w dowodzie wielkiej miłości postanawia ją tak spreparować, by została z nim na zawsze. W tym samym czasie w afekcie zabija autostopowiczkę, ale jego starsza służąca Iris, która jest w nim zakochana pomaga mu w pozbyciu się zwłok. Od tego momentu główny bohater staje się wyjątkowo agresywny i zrozpaczony, a wydarzenia błyskawicznie zmierzają do tragicznego finału.
Przez pierwsze pół godziny film można określić jako delikatną nekrofilię w oprawie romantycznej. Nekrofilia nie jest tutaj pokazywana w tak obrzydliwy i szorstki sposób, jak dzieje się to w filmach Jörga Buttgereita, bo w wizji reżysera zmarła protagonisty staje się obiektem wiecznej miłości, której nawet śmierć nie pokona. Takie podejście do tematu nie miało by odpowiedniej siły, gdyby nie szokujące kontrasty, jakie stosuje D'Amato w opowieści. Wątek miłosny jest tutaj traktowany zupełnie na serio, aktorzy grają tak jakby mieli role w dramacie, a nie w horrorze (mówiąc umownie), ale od około 30 minuty ta powaga i chora romantyczność bohaterów punktowana jest przez koncert efektów gore w rodzaju wyciągania wnętrzności, wyrywania paznokci żywej kobiecie, dekapitacji, rozpuszczania zwłok w kwasie, kremacji itd. Trudno przez to stwierdzić czy reżyser jest perwersem, obłąkańcem, czy może geniuszem lub imbecylem, tak cienka jest lina po której stąpa. Dla wrażliwych widzów może to być wszystko po prostu niesmaczne i komiczne, ale dla zwolenników kina klasy B powinno być w sam raz. Gratką jest ścieżka dźwiękowa przygotowana przez The Goblins, jak zwykle uroczo kiczowata, i niespodziewane, subtelne nawiązanie do "Psychozy" w jednej ze scen. Specyficzną atmosferę filmu, lekko nawiązującą do gotyckich horrorów Mario Bavy trzeba zapisać na plus, bo bez niej ostry, dziwaczny i porąbany scenariusz nie byłby tak efektywny w egzekucji. Dla odważnych.
★★★
"Trudno przez to stwierdzić czy reżyser jest perwersem, obłąkańcem, czy może geniuszem lub imbecylem, tak cienka jest lina po której stąpa." - dla mnie jest pewersem, świadczy o tym kilka rzeczy, ale nie będę się bawił w taniego psychologa.
OdpowiedzUsuńDla mnie też (dodając jeszcze obłąkańca), a większe pole wyboru dałem po to, by osoby oglądające same sobie zdecydowały :)
OdpowiedzUsuńA i jeszcze jedno, z tym byłeś delikatny "znany jest głównie z filmów z nurtu exploitation, z których większość silnie zahacza o pornografię". Pod koniec życia (lata 90) masowo realizował pornosy z fabułą, zwykle przeróbki europejskiej klasyki literackiej, a nawet robił pornograficzne przeróbki cudzych filmów erotycznych (polecam dokładnie przejrzeć tytuły w jego filmografii, daje to trochę do refleksji). Można powiedzieć, że wywołał pewien ferment w mało pomysłowe środowisko pornografów.
OdpowiedzUsuńZ tego co tak przeglądałem, to rzuciły mi się w oczy głównie jakieś kolejne części Emmanuele, ale interesowały mnie przede wszystkim horrory. Widziałem kiedyś kawałki jakiegoś jego filmu i tam faktycznie było mnóstwo scen jak z pornosa, więc masz rację, że wyraziłem się za delikatnie.
OdpowiedzUsuń,,Buio Omega'' to całkiem przyjemny i pomysłowy filmik, sprawnie zmajstrowany ( poza sceną walki bohatera z siostrą, strasznie anemicznie i topornie to wyszło). Muza Goblinów tu akurat mi się nie podobała, te brzmienia i motywy jakoś mi się nie sklejały z filmem. Widziałem jeszcze ,,Erotic Night of Living Dead'' - mix twardego pornola z totalnie serowatym zombie movie, z George Eastmanem i Laurą Gemser - bardzo zabawne, zwłaszcza pod piwo i faję. I ,,Death smiles at Murderer'' z małą rolą Kinskiego: coś na styku giallo, horroru gotyckiego i ogólnego galimatiasu wszystkiego, co popadnie; nawet niezłe. Lubię Joe D'Amato, nie tyle podziwiam, co po prostu lubię. Wcześniej był długo operatorem i to niezłym - świetne nastrojowe zdjęcia do ,,What you have done to Solange?'' Dallamano.
UsuńDla mnie on był całkiem normalnym kolesiem, a takie licytowanie, czy perwers , czy świr, to jest wybaczcie szczerośc, puste pierdolenie. To nie Ruggero Deodato.
Jakie tam puste pierdolenie. Ta wyliczanka dobrze pokazuje, jak wiele przyjąć można interpretacji do tego, co nakręcił. To działa jak najbardziej na jego korzyść. Nie wiem w jakim celu przytaczany jest tutaj Deodato, bo to reżyser bardziej "poważany" niż Joe, ale jak już, ten znowu odważnie przekraczał pewne granice, co samo w sobie było sztuką. Znowu transgresja itd. Joe z kolei to raczej szedł na łatwiznę, ale nie zagłębiałem się w niego. Ty widzę masz lepsze rozeznanie ;)
UsuńDeodato, to taki sam thrashowy wyrobnik, jak Massaccesi. Tyle, że ten drugi nie torturował żywych zwierząt na planie, w imię ,,transgresji''. Wiedząc o tym, nie jestem w stanie podejśc do dzieła obiektywnie, raczej myślę, że za taką ,,sztukę'' to powinien skurwysyn doświadczyc tego samego, co zrobili żółwiowi w ,,Cannibal Holocaust''.
UsuńTak, jego bestialstwa nic nie tłumaczy. Cóż, nic na to nie poradzimy. Jedynym sposobem walki jest nie oglądanie jego filmów :) Obiektywny, jak mawiał Robbe-Grillet, może być tylko Bóg ;)
Usuń