Przejdź do głównej zawartości

Niewypał


Lil Wayne, Tha Carter IV, 2011

Nie wiem co się stało z Lilem Waynem, ale najnowsze cacko tego diabelnie charyzmatycznego rapera jest niemrawe jak drugie serwisy Agnieszki Radwańskiej. Albo więzienie dało mu tak w kość, albo typ się po prostu wypalił (co sugerowała wcześniej wyprawa w rap-rockowe bagno), bo trudno znaleźć wytłumaczenie dlaczego właściwie tak niewiele pozostało z jego słynnej nawijki, opartej o zwariowaną i zaraźliwą artykulację. Bronią Wayne'a od początku było to, jak jego gierki słowne brzmiały - liczyła się barwa głosu, perfekcyjny flow, sposób w jaki zakręcał frazy. Optymalny poziom rapu Wayne'a przypomina gitarowe popisy Eddie Van Halena czy innego wirtuoza, ale bez tych wszystkich masturbacji, jedynie czysta przyjemność słuchowa. Teraz ten rap jest dziwnie spokojny, wydaje się mało inspirujący, prawie bez życia, choć niby wszystko jest na miejscu. Kiedyś, mało który MC miał z nim szansę wytrzymać więcej niż 20 sekund, taka była prominencja techniczna Wayne'a. Dziś wydaje się jednym z wielu. Poprzednik serii, "The Carter III" był jednym z najlepszych mainstreamowych albumów hip hopowych dekady, najjaśniejszym momentem popowym 2008 roku. Tam budując konsekwentnie swoją pozycję inspirującymi mixtapeami (znakomite Da Drought 3) Wayne trafił idealnie w swój czas, uderzając z siłą rozpędzonej ciężarówki w mainstreamowy rynek. Gdyby założyć, że płyty Wayne'a to blockbustery, to jeśli "The Carter III" jest "Mrocznym Rycerzem", to najnowszej przypada "Daredevil". Materiał czwórki niczym nie zaskakuje, brak na nim utworów typu "A Milli" czy "Lollipop", choć przebłyski się przytrafiają. Za takie można uznać głupkowato chwytliwe "Blunt Blowin" czy klimatyczne "She Will" z feat. Drake'a, ale czar pryska, gdy nagle wyskakuje auto-tune'owy koszmarek "How To Hate" czy inne, "introspekcyjne" momenty. Pewnie płyta się świetnie sprzeda, ale życzyłbym Wayne'owi porażki, bo zagłodzony i skrytykowany mógłby nagrać coś lepszego. I gdzie jest to braggadacio Wayne'a - "I'm the best rapper alive"? Jak chcę dobrego mainstreamowego hip hopu, to muszę poczekać na nowego Westa albo Ricka Rossa.
♫♫
Highlight: Blunt Blowin

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ulubione horrory z lat 2000-2009

Dawno nie robiłem żadnej listy, więc dla odmiany wrzucam krótką z umiłowanymi horrorami z poprzedniej dekady. Nie był to okres szczególnie udany dla tego gatunku, więc niestety wyboru sporego nie miałem (albo nie dotarłem do skrytych perełek). Wyjaśnia to np. obecność na mojej liście filmu rodzaju "The Host", w połowie dramatu, w połowie horroru. Z tą klasyfikacją gatunkową to nie była taka prosta sprawa, ale gdy zestawiłem go z "Taxidermią" czy "Głodem miłości", dziełami również kategoryzowanymi jako horrory, wydał mi się zdecydowanie bardziej trafnym wyborem. The Host: Potwór, reż. Bong Joon-ho, rok 2006 Jak wyjaśniałem pokrótce we wstępie, jeden z paru filmów na liście, który nie jest czysty gatunkowo. Reżyser pomysłowo przemiela nurt Monster Movie przez społeczno-rodzinny dramat, wstrząsająco obrazując widzowi, że to własny rząd wydaje się bardziej przerażający niż ogromna, zmutowana ryba. Tak oryginalne, wciągające, a nawet niekiedy przej

ULUBIONE FILMY - MOJE I ZNAJOMYCH

Niemal 11 lat temu na wzór rankingu "Sight & Sound" stworzyłem listę swoich 10 ulubionych filmów. Teraz postanowiłem to zrobić znowu, by przekonać się, jak bardzo zmienił się mój gust. Okazało się, że zaledwie jedna pozycja z tamtego zestawienia dała radę się utrzymać . Co ciekawe, cztery filmy, które wtedy ostatecznie pominąłem (wspomniałem o nich w opisie) znalazły drogę do mojej topki. To pozostawia nam pięć zupełnie nowych tytułów.  W przeciwieństwie do tamtego wpisu z ulubionymi filmami ten jest sto razy ciekawszy, bo postanowiłem zaprosić do zabawy część znajomych. Dzięki temu mamy tutaj piękną różnorodność - przednie filmy gatunkowe, ostry arthouse, sprawdzony kanon czy kino tak złe, że aż dobre.  W ramach wyjaśnienia dodam, że zamieszczone tu listy (poza jednym wyjątkiem) na samym początku zawierają pozycję, która jest ceniona szczególnie wysoko przez uczestników zabawy. Specjalnie użyłem koloru czerwonego, pogrubienia i większej czcionki, żeby jeszcze bardziej to

Najlepsze horrory 2010-2019 (work in progress)

Poprzednią listę pierwszej  dekady  XXI wieku miałem wówczas nierozszerzoną, stąd pozycje, które się tam znalazły (pomijając top 11) nie do końca jeszcze oddawały pełen ogląd. Trochę rzeczy zobaczyłem później, ale takie są prawidła list - jest to zabawa bez końca. Horrory z lat 2010-2019 staram się śledzić uważniej, ale na pewno coś pominąłem. Myślę jednak, że dana lista dość dobrze oddaje to, co mi się podobało. Rzecz jasna nie każda pozycja jest tu czystym horrorem, ale nie oznacza to, że nie zawiera elementów charakterystycznych dla tego gatunku. Skala gwiazdkowa: trzy gwiazdki to film świetny, dwie – bardzo dobry, jedna – dobry. Sweetheart (Jd Dillard, 2019)   ★ Ekstaza (Joe Begos, 2019)  ★ Zombi Child (Bertrand Bonello, 2019)  ★ ★ ★   The Lighthouse (Robert Eggers, 2019)   ★ ★ ★ Midsommar. W biały dzień (Ari Aster, 2019)  ★ ★ ★ Mandy (Panos Cosmatos, 2018)  ★ In Fabric (Peter Strickland, 2018)  ★ ★ ★ Possum (Matthew Holness