Colin Blunstone, One Year, rok 1971
Lepiej zadebiutować solowo nie mógł były wokalista The Zombies, Colin Blunstone. Po krótkiej przygodzie po rozpadzie grupy w 1968 roku z pracą w biznesie ubezpieczeniowym, postanowił on rok później wrócić do kariery muzycznej. Po nieudanej próbie zaistnienia na rynku pod pseudonimem Neil MacArthur, postanowił nagrywać pod własnym nazwiskiem. I rok, w którym wydał swój pierwszy album okazał się wyjątkowo bogatym, jeśli chodzi o kategorię popową, więc łatwo o zaistnienie w świadomości słuchaczy nie było. Dzieła jak "Hunky Dory" Bowiego, "Histoire de Melody Nelson" Gainsbourga, "Tapestry" King, "Imagine" Lennona czy "Nilsson Schmilsson" Nilssona tuż po swoim ukazaniu się zostały świetnie przyjęte i od dawna uznawane są za klasykę muzyki popularnej. Pozycja albumu "One Year" nigdy nie była tak mocna, ale być może to właśnie on błyszczy najjaśniej po latach. Wyprodukowany o dziwo przez dwóch członków byłej grupy Colina, Roda Argenta i Christa White'a (którzy, także napisali trzy utwory na płycie) podążał w swoim brzmieniu szlakiem barokowego popu arcydzieła The Zombies "Odessey And Oracle", ale wprowadzał też pewne zmiany. Silniejszy akcent położono na orkiestrację materiału, za którą odpowiedzialny był Chris Gunning. Jego aranżacje smyczkowe pojawiały się praktycznie w każdym utworze, cudownie wypełniając je harmonicznie i będąc odpowiednim dodatkiem do głosu Colina. Ujawnił się też lekki wpływ muzyki soulowej, chociażby w "Mary Won't You Warm My Bed" (napisany przez byłego wokalistę Manfred Mann, Mike'a D'Abo), który spokojnie mógłby się znaleźć na późniejszych płytach Eltona Johna. Romantyczna, tęskna atmosfera płyty jaką wykreowano, nie różniła się zbytnio od archetypu macierzystej grupy Colina, ale jego wspaniały, głęboki tembr głosu nigdy nie brzmiał tak dobrze jak na "One Year". Często delikatny śpiew wokalisty przechodził w niemalże szept, dając efekt niezwykłej intymności. I właśnie ten półszept w przepięknych balladach typu "Her Song" czynił je tak dobrymi jak najlepsze kompozycje Scotta Walkera. Z kolei fantastyczna przeróbka hitu Denny'ego Laine'a, "Say You Don't Mind" spokojnie mogłaby być najmocniejszym punktem najsłynniejszej płyty The Zombies. Słychać też, że rok, który poświecili muzycy na nagrywanie płyty (stąd jej nazwa) nie był przesadzony, bo każdy dźwięk znajdował się tam, gdzie trzeba, odpowiednio wycyzelowany. Aranżacje, melodie, nastrój, głos Colina - wszystko to składa się na jeden z najlepszych popowych albumów w historii, który wciąż jest ukrytym skarbem. Żeby się o tym przekonać, trzeba spełnić jeden warunek - odnaleźć go. Gdy tego dokonamy, zauroczenie mamy gwarantowane.
♫♫♫♫½
Komentarze
Prześlij komentarz