Przejdź do głównej zawartości

Samotność na księżycu


Moon, reż. Duncan Jones, rok 2009

Science-fiction przechodzi w tym roku prawdziwy revival. Za sprawą bardzo pochlebnie przyjętych i cieszących się dużym powodzeniem wśród widzów filmów "Star Trek" i "Dystrykt 9", gatunek ten złapał drugi oddech. O ile pierwszy z nich był rozrywką na dobrym poziomie i okazał się przystępną introdukcją dla osoby, która nie przepadała za serialem (jak ja), a drugi odświeżającym podejściem do tematyki obcej populacji na naszej planecie, to mówić o szczególnym zachwycie z mojej strony nie mogę. Jest to odłam gatunku, który niezbyt mnie interesuje. Opowiadam się za metafizycznymi albo psychologicznymi eksploracjami filmów typu Solaris/Blade Runner/2001: Odyseja Kosmiczna lub skromnie wyprodukowanymi, niezależnymi propozycjami z ostatnich lat jak duet Donnie Darko/Wynalazek. Właśnie "Moon" należy do tej drugiej kategorii i choć nie podejmuje tematyki podróży w czasie jak tamte, to w kontekście kreowania klimatu i myśli reżyserskiej od razu wydał mi się brakującym elementem tej fantastycznej układanki. Można też odnaleźć w nim aluzje do kina S-F z lat 70-tych jak "Solaris", zdradzające miłość reżysera do klasycznych pozycji.

Sam film skupia się na przebywającym na księżycu pracowniku firmy Lunar Samie Bellu, któremu za chwilę ma się skończyć trzy letni kontrakt i będzie mógł wrócić na Ziemię do rodziny. Żyjący przez ten czas w odosobnieniu z robotem GERTY (głosu użyczył Kevin Spacey) Bell zaczyna mieć halucynacje i pod ich wpływem ulega później wypadkowi. Od tego momentu zaczynamy powoli odkrywać, że firma miała wobec niego zupełnie inne plany. Tym bardziej, że pojawia się osoba łudząco do niego podobna...

Film może służyć jako typowy przykład popisu jednego aktora. To co wyprawia tutaj Sam Rockwell można skwitować jako prawdziwe tour de force. Tak jak Jeremy Irons w "Nierozłącznych" Cronenberga, Rockwell symultanicznie gra dwie odmienne z charakteru postacie, doskonale wyodrębniając niuanse chociażby w mimice twarzy. Mówiąc jeszcze precyzyjniej, to jeszcze jedno porównanie aktorskie nasunęło się mi podczas seansu. Chodzi o młodego Roberta De Niro z lat 70-tych i jego intensywną grę metodyczną, którą w pewnym wymiarze Rockwell przypominał.

Wielki i nieprzyjacielski krajobraz oraz technologia jaka otacza bohatera, daje efekt prawdziwej pustki, topiącej go w co raz głębszych odmętach zagubienia i samotności. Do tego, to wszystko jest potęgowane udaną ścieżką dźwiękową, przygotowaną przez słynnego Clinta Mansella. Pobyt jednego człowieka w kompletnie obcym świecie, oddalonym od Ziemi o setki tysięcy kilometrów to doskonale znany i nieźle wyeksploatowany temat w kinie S-F, ale od dawna nikt nie podjął go w tak interesujący sposób. Dlatego "Moon" wydaje się świeży, pomimo braku oryginalności.

Na koniec koniecznie muszę wspomnieć trochę o reżyserze, Duncanie Jonesie. Jest to jego pierwszy film i od razu zdradza niemały talent, ale to widocznie ma odziedziczone w genach. Bowiem jego ojca, Davida Bowiego nie trzeba specjalnie przedstawiać. Biorąc pod uwagę, że Bowie w swojej karierze miał przygody z kosmosem (np. przebój "Space Oddity", nie wspominając o filmie "The Man Who Fell to Earth") to wtedy tematyka "Moona" nie wydaje się szczególnie zaskakująca. Czy Jones rozwinie się na twórcę miary na przykład Danny'ego Boyle'a czas pokaże. Na dobry początek zaproponował nam pewnie najbardziej intrygujące science-fiction roku. A Samowi Rockwellowi warto się przyglądać bliżej, bo już od dłuższego czasu należy do najciekawszych aktorów młodego pokolenia, co z nawiązką potwierdził swoją najnowszą rolą.
★★★

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ulubione horrory z lat 2000-2009

Dawno nie robiłem żadnej listy, więc dla odmiany wrzucam krótką z umiłowanymi horrorami z poprzedniej dekady. Nie był to okres szczególnie udany dla tego gatunku, więc niestety wyboru sporego nie miałem (albo nie dotarłem do skrytych perełek). Wyjaśnia to np. obecność na mojej liście filmu rodzaju "The Host", w połowie dramatu, w połowie horroru. Z tą klasyfikacją gatunkową to nie była taka prosta sprawa, ale gdy zestawiłem go z "Taxidermią" czy "Głodem miłości", dziełami również kategoryzowanymi jako horrory, wydał mi się zdecydowanie bardziej trafnym wyborem. The Host: Potwór, reż. Bong Joon-ho, rok 2006 Jak wyjaśniałem pokrótce we wstępie, jeden z paru filmów na liście, który nie jest czysty gatunkowo. Reżyser pomysłowo przemiela nurt Monster Movie przez społeczno-rodzinny dramat, wstrząsająco obrazując widzowi, że to własny rząd wydaje się bardziej przerażający niż ogromna, zmutowana ryba. Tak oryginalne, wciągające, a nawet niekiedy przej

ULUBIONE FILMY - MOJE I ZNAJOMYCH

Niemal 11 lat temu na wzór rankingu "Sight & Sound" stworzyłem listę swoich 10 ulubionych filmów. Teraz postanowiłem to zrobić znowu, by przekonać się, jak bardzo zmienił się mój gust. Okazało się, że zaledwie jedna pozycja z tamtego zestawienia dała radę się utrzymać . Co ciekawe, cztery filmy, które wtedy ostatecznie pominąłem (wspomniałem o nich w opisie) znalazły drogę do mojej topki. To pozostawia nam pięć zupełnie nowych tytułów.  W przeciwieństwie do tamtego wpisu z ulubionymi filmami ten jest sto razy ciekawszy, bo postanowiłem zaprosić do zabawy część znajomych. Dzięki temu mamy tutaj piękną różnorodność - przednie filmy gatunkowe, ostry arthouse, sprawdzony kanon czy kino tak złe, że aż dobre.  W ramach wyjaśnienia dodam, że zamieszczone tu listy (poza jednym wyjątkiem) na samym początku zawierają pozycję, która jest ceniona szczególnie wysoko przez uczestników zabawy. Specjalnie użyłem koloru czerwonego, pogrubienia i większej czcionki, żeby jeszcze bardziej to

Najlepsze horrory 2010-2019 (work in progress)

Poprzednią listę pierwszej  dekady  XXI wieku miałem wówczas nierozszerzoną, stąd pozycje, które się tam znalazły (pomijając top 11) nie do końca jeszcze oddawały pełen ogląd. Trochę rzeczy zobaczyłem później, ale takie są prawidła list - jest to zabawa bez końca. Horrory z lat 2010-2019 staram się śledzić uważniej, ale na pewno coś pominąłem. Myślę jednak, że dana lista dość dobrze oddaje to, co mi się podobało. Rzecz jasna nie każda pozycja jest tu czystym horrorem, ale nie oznacza to, że nie zawiera elementów charakterystycznych dla tego gatunku. Skala gwiazdkowa: trzy gwiazdki to film świetny, dwie – bardzo dobry, jedna – dobry. Sweetheart (Jd Dillard, 2019)   ★ Ekstaza (Joe Begos, 2019)  ★ Zombi Child (Bertrand Bonello, 2019)  ★ ★ ★   The Lighthouse (Robert Eggers, 2019)   ★ ★ ★ Midsommar. W biały dzień (Ari Aster, 2019)  ★ ★ ★ Mandy (Panos Cosmatos, 2018)  ★ In Fabric (Peter Strickland, 2018)  ★ ★ ★ Possum (Matthew Holness