Arve Henriksen, Chiaroscuro, rok 2004
Artysta związany z awangardowym jazzowym projektem Supersilent, co jakiś czas wydaje solowe płyty, które prezentują go w dużo subtelniejszym wydaniu. "Chiaroscuro" była jego drugim wydawnictwem, i tak jak późniejsze "Strjon", bardzo udanym. Pierwszy utwór, nazwany trafnie "Opening Image" pięknie wprowadza w zamyślony, kojący świat artysty, wypełniony jego znakiem firmowym, czyli trąbką przypominającą brzmieniowo flet. Jednak największa niespodzianka w tym utworze czeka nas trochę dalej, bo pojawia się przejmująca wokaliza Arve, który posiada przepiękny sopranowy głos. Stąd też, najlepsze kompozycje na płycie to te z użyciem przez niego głosu, w pewnym wymiarze zbliżonym do brzmienia jego trąbki. Stylistyka w jakiej obraca się artysta jest mniej więcej krzyżówką ambientowych podróży Briana Eno z początku lat 80-tych i uduchowionych poszukiwań Johna Hassela. W jednym momencie usłyszałem nawet coś, co mi przypominało morze dźwięków charakterystyczne dla twórczości Steve Roacha. W utworze "Circled Take" pojawia się dający świetny efekt wsamplowany chór, a w kilku innych można usłyszeć grę na bębnach w stylu plemiennym. Nad wszystkim dominuje tęskny nastrój, który potrafi skłonić do głębokiej refleksji, co jest zupełną odwrotnością od poczynań Supersilent. To czego bym sobie jedynie życzył to więcej partii śpiewanych pana Henriksena. Byłoby wtedy wprost cudownie. A tak mamy album, który w najlepszych momentach, mógłby posłużyć jako idealne tło do filmów Petera Weira w stylu "Ostatniej fali".
♫♫♫½
Komentarze
Prześlij komentarz