Przejdź do głównej zawartości

Rock In Opposition, czyli jak organizacja działająca w słusznej sprawie udostępniła słuchaczom niepowtarzalne zjawisko muzyczne



Aż trudno w to uwierzyć, ale lata 70-te w całym swoim rozgałęzieniu stylistycznym i otwartości wytwórni płytowych, by wypuszczać różnorodne propozycje, przyjmowały sytuację, gdy artyści wykonujący trudną muzykę mieli problemy z wydawaniem swoich płyt. Tego typu sprawa spotkała ceniony brytyjski zespół Henry Cow. Postanowili oni walczyć z tym procederem i wymyślili festiwal pod nazwą Rock In Opposition (później formalnie działająca organizacja), który odbył się 12 marca 1978 roku w Londynie. Zaprosili oni na niego cztery również awangardowe grupy z Europy, borykające się z podobnymi problemami. Wśród tych grup była Univers Zero, o której będzie mowa, a następnie po czasie dołączyły do RIO inne, w tym kolejny bohater mojego wpisu, Art Zoyd.


Univers Zero, Ceux du Dehors, rok 1981

Idąc szlakiem wytyczonym przez grupę Magma, dodając mocną inspirację Belą Bartokiem i Igorem Strawińskim, belgijska Univers Zero nagrywała w początkach swojej kariery jedne z najtrudniejszych oraz najmroczniejszych albumów w historii muzyki popularnej. Pretendentem do miana najbardziej przerażającego i ponurego jest ich drugi, niewiarygodny "Heresie" (sam tytuł zdradza zawartość), który w trzech długich utworach uprawiał czarną mszę opartą na dysonansach i zakręconych, skomplikowanych melodiach. W 1981 roku wydali swój trzeci album, "Ceux du Dehors", który wprowadzał pewne zmiany do estetyki zespołu. Po pierwsze wykorzystanie dysonansów nie było aż tak ekstremalne, a nastrój uległ lekkiemu wyjaśnieniu. Ciągle trudno było mówić o złagodzeniu i przystępności, bo muzyka jaką proponowali wciąż była niełatwa do przyswojenia. Był to pierwszy album po odejściu gitarzysty i jednego z dwóch głównych założycieli grupy, Rogera Trigauxa, więc na pewno miało to spory wpływ na jego zawartość. Inspiracje neoklasycyzmem Bartoka wyszły mocniej na pierwszy plan, obniżając wcześniejsze, skrajne awangardowe zapędy. Szerokie instrumentarium, w postaci oboju, klarnetu, rożka angielskiego czy fisharmonii tak jak na "Heresie" zostało genialnie wykorzystane, by podawać szaloną muzykę, aczkolwiek bardziej melodyjną. Wszystkie kompozycje są zazwyczaj prowadzone w zawrotnych tempach, co chwilę zmieniając rytm i melodię, ale doskonałe czucie granicy przez muzyków na ile mogą sobie pozwolić, ani przez ułamek sekundy nie dopuszczał mojego myślenia, że jest to popis dla popisu. Dzieło te równać się z "Heresie" nie może (o ile cokolwiek może), ale dla niewtajemniczonego słuchacza jest doskonałym wstępem w fascynujące propozycje grupy.
♫♫♫


Art Zoyd, Symphonie pour le jour où brûleront les cités, rok 1976

Francuski Art Zoyd, z kolei trochę mocniej osadzał się na twórczości Magmy, ale korzystał pełnymi garściami z XX-wiecznej muzyki kameralnej. Ich debiut, "Symphonie pour le jour où brûleront les cités" składał się z dwóch kompozycji, podzielonych odpowiednio, na trzy i dwie części. Do typowego, rockowego składu grupa dołączyła skrzypce, wiolonczele, fortepian oraz trąbkę, dzięki czemu nie raz można wsłuchać się w piękne interakcje między trąbką, a skrzypcami dla przykładu. Niektóre patenty żywcem wyjął później Univers Zero (początkowa partia basu w "3ème mouvement "Simulacres"), ale to nie powinno dziwić, bo perkusista tej grupy zaczynał właśnie w Art Zoyd. Dużo tu ładnych partii, szczególnie od strony trąbki, których kto wie czy nie powstydziłby się sam Miles Davis. Raz na jakiś czas pojawiają się krótkie, szalone wstawki wokalne, przypominające wariactwa Damo Suzuki z Can na płycie "Tago Mago" jak w utworze "Les fourmis", oraz oczywiście grupę Christiana Vandera. Koniec końców jest to bardzo ważny album dla awangardowych poczynań późniejszych wykonawców RIO i tak jak dzieło Univers Zero - niepowtarzalna okazja, by spróbować zupełnie innej muzyki.
♫♫♫

Komentarze

  1. Inspiracja Strawińskim nie jest wcale czymś, co odróżnia Univers Zero od Magmy, ale jedną z właściwie niewielu cech wspólnych. Chociażby na najsłynniejszym dziele Magmy, "MDK", bardzo silna jest indpiracja "Weselem" rosyjskiego kompozytora. Poza tym UZ bliżej do Henry Cow, od którego różni się głównie instrumentarium i nastrojem.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ulubione horrory z lat 2000-2009

Dawno nie robiłem żadnej listy, więc dla odmiany wrzucam krótką z umiłowanymi horrorami z poprzedniej dekady. Nie był to okres szczególnie udany dla tego gatunku, więc niestety wyboru sporego nie miałem (albo nie dotarłem do skrytych perełek). Wyjaśnia to np. obecność na mojej liście filmu rodzaju "The Host", w połowie dramatu, w połowie horroru. Z tą klasyfikacją gatunkową to nie była taka prosta sprawa, ale gdy zestawiłem go z "Taxidermią" czy "Głodem miłości", dziełami również kategoryzowanymi jako horrory, wydał mi się zdecydowanie bardziej trafnym wyborem. The Host: Potwór, reż. Bong Joon-ho, rok 2006 Jak wyjaśniałem pokrótce we wstępie, jeden z paru filmów na liście, który nie jest czysty gatunkowo. Reżyser pomysłowo przemiela nurt Monster Movie przez społeczno-rodzinny dramat, wstrząsająco obrazując widzowi, że to własny rząd wydaje się bardziej przerażający niż ogromna, zmutowana ryba. Tak oryginalne, wciągające, a nawet niekiedy przej

ULUBIONE FILMY - MOJE I ZNAJOMYCH

Niemal 11 lat temu na wzór rankingu "Sight & Sound" stworzyłem listę swoich 10 ulubionych filmów. Teraz postanowiłem to zrobić znowu, by przekonać się, jak bardzo zmienił się mój gust. Okazało się, że zaledwie jedna pozycja z tamtego zestawienia dała radę się utrzymać . Co ciekawe, cztery filmy, które wtedy ostatecznie pominąłem (wspomniałem o nich w opisie) znalazły drogę do mojej topki. To pozostawia nam pięć zupełnie nowych tytułów.  W przeciwieństwie do tamtego wpisu z ulubionymi filmami ten jest sto razy ciekawszy, bo postanowiłem zaprosić do zabawy część znajomych. Dzięki temu mamy tutaj piękną różnorodność - przednie filmy gatunkowe, ostry arthouse, sprawdzony kanon czy kino tak złe, że aż dobre.  W ramach wyjaśnienia dodam, że zamieszczone tu listy (poza jednym wyjątkiem) na samym początku zawierają pozycję, która jest ceniona szczególnie wysoko przez uczestników zabawy. Specjalnie użyłem koloru czerwonego, pogrubienia i większej czcionki, żeby jeszcze bardziej to

Najlepsze horrory 2010-2019 (work in progress)

Poprzednią listę pierwszej  dekady  XXI wieku miałem wówczas nierozszerzoną, stąd pozycje, które się tam znalazły (pomijając top 11) nie do końca jeszcze oddawały pełen ogląd. Trochę rzeczy zobaczyłem później, ale takie są prawidła list - jest to zabawa bez końca. Horrory z lat 2010-2019 staram się śledzić uważniej, ale na pewno coś pominąłem. Myślę jednak, że dana lista dość dobrze oddaje to, co mi się podobało. Rzecz jasna nie każda pozycja jest tu czystym horrorem, ale nie oznacza to, że nie zawiera elementów charakterystycznych dla tego gatunku. Skala gwiazdkowa: trzy gwiazdki to film świetny, dwie – bardzo dobry, jedna – dobry. Sweetheart (Jd Dillard, 2019)   ★ Ekstaza (Joe Begos, 2019)  ★ Zombi Child (Bertrand Bonello, 2019)  ★ ★ ★   The Lighthouse (Robert Eggers, 2019)   ★ ★ ★ Midsommar. W biały dzień (Ari Aster, 2019)  ★ ★ ★ Mandy (Panos Cosmatos, 2018)  ★ In Fabric (Peter Strickland, 2018)  ★ ★ ★ Possum (Matthew Holness